Temat: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Pią Sty 09, 2015 11:03 pm
Mieszkanie nie należy do tych szczególnie dużych, lub wręcz przeciwnie – małych na tyle, że przebywając w nich, z łatwością można nabawić się klaustrofobii. Nic z tych rzeczy, jest zwyczajnie średniej wielkości, chociaż wchodząc do środka można odnieść wrażenie, jakby było ono większe niż jest w rzeczywistości. Wszystko to za zasługą wysokich ścian, a także faktu, że znajduje się ono na strychu, więc najpewniej jest odrobinę większe od parcel na niższych poziomach. Wchodząc do mieszkania, pierwszym co widzimy jest przestronny korytarz, którego ściany udekorowane są różnego rodzaju fotografiami i obrazami, przedstawiającymi jakieś miejsca, bądź mniej lub bardziej znane osoby. W rogu, przy drzwiach znajduje się wieszak i mała szafeczka na buty, oraz niedużych rozmiarów roślinka, przypominająca trochę palemkę. Idąc dalej, przechodzimy wprost do salonu, który od kuchni oddziela tylko niewielka, ceglana zabudowa, dzięki czemu całe pomieszczenie zdaje się tworzyć jedną, spójną całość. Szerokie okna wpuszczają dużo światła, przez co wnętrze staje się cieplejsze i bardziej przytulne. Dominują tu ciemne barwy, wszystkie ściany pomalowane są na czarno, co więcej, można po nich pisać kredą, z czego Blaise często korzysta (można więc zobaczyć różne, "ciekawe" malowidła). Na jednej ze ścian zwisa telewizor, naprzeciw którego stoi czarna kanapa, gdzie leżą niekoniecznie dokompletowane, jasne poduszki. Druga taka znajduje się kawałek dalej, przy stoliku i krzesłach (małej jadalni). Wszystko to rozjaśniają dwa, duże, białe, papierowe żyrandole w czarne plamki, a także okrągła lampa przy oknie. W kuchni ciemną farbę odbijają białe blaty, znajdujące się przy ceglanej zabudowie i równoległej do niej ściany, także jest całkiem sporo miejsca do gotowania (nie, żeby to się szczególnie przydało właścicielowi). Są oczywiście wszystkie potrzebne sprzęty elektryczne, takie jak lodówka, kuchenka czy zwykła mikrofalówka, niestety Blaise naczynia musi zmywać sam. Kierując się dalej, z korytarza przejdziemy do ciemnych drzwi, za którymi znajduje się sypialnia. Nic specjalnego, pod ścianą stoi spore, dwuosobowe łóżko, trochę dalej biurko z komputerem i całkiem duża szafa, wszystko w kolorach odpowiednich do reszty mieszkania. Obok pokoju do spania, znajduje się przejście do łazienki, również szczególnie nie powalającej. Ot, zwykła, czysta, w biało-czarnych barwach, tylko tyle, że odremontowana (i zagracona rzeczami pewnego osobnika). Całość tworzy przyjemny obraz mieszkania, idealny dla jednej osoby, szczególniej takiej jak Blaise. Ma ono bowiem w pewien sposób swój charakter, przypomina trochę lokum artysty, chociaż za mało czasu minęło, by Stratford nazwał to miejsce prawdziwie swoim.
Ciche westchnięcie mimowolnie wydobyło się z ust wysokiego mężczyzny, kiedy ten stanął naprzeciw niekoniecznie dobrze wyglądającej kamienicy, która to miała stać się jego nowym domem. Cyrile, ty draniu, gdzieś ty mnie wysłał? Przeszło mu przez myśli, kiedy przekraczał próg klatki schodowej. Rozejrzał się dookoła, wzrokiem szukając drzwi z numerkiem odpowiednim do pęczka kluczy, trzymanego w kieszeni jego luźnej bluzy. Parter? Nie. Pierwsze piętro? Również nie. Więc może drugie albo trzecie? Im więcej schodów pokonywał, tym coraz ostrzejsze wyzwiska i przekleństwa przelatywały przez jego głowę, rzecz jasna, pod adresem starszego kochanka. Było mu cholernie ciężko i praktycznie nie mógł złapać oddechu, kiedy w końcu wdrapał się na samą górę budynku. Czyli jednak wylądował na ostatnim piętrze bez windy, rewelacja. Przez całą drogę nadal miał cichą nadzieję, że być może do tego nie dojdzie, ale wszystko prysło z chwilą włożenia kluczyka do zamka, który NIESTETY pasował. Dopiero wchodząc do środka pożałował każdej złej myśli, każdego niemiłego słówka na temat Cyrilla, które padło z jego ust w ciągu ostatnich 20 minut. Jak kamienica mogła wyglądać tak dobrze? Rzucił swoją torbę na ziemię i ruszył w głąb mieszkania, oglądając swoje nowe lokum. Co prawda, to nie jego dom we Francji, jednak i tak było lepiej, niż mógłby przypuszczać. Z zadowoleniem usiadł na parapecie dużego okna i odpalił papierosa, głęboko się zaciągając. Od tamtego czasu minęło już parę długich, ale także przyjemnych miesięcy. Póki co, nie żałował swojego przykazu do tego miejsca. Na początku myślał, że będzie zmuszony żyć ze swoich oszczędności, jednak ku jego zdziwieniu wcale tak źle nie było, ba, radził sobie zadziwiająco dobrze. Jak się okazało, popyt na tatuaż jest wszędzie, nawet w Bestat. Miał już całkiem sporo klientów, także dzisiejszego dnia. Właśnie na niego czekał, siedząc na tym samym parapecie i pijąc popołudniową kawę. Ciekaw był, co też przyjdzie mu dziś stworzyć? Ostatnim razem był u niego mężczyzna, który chciał wytatuować sobie męskie przyrodzenie na plecach, co Stratford'a totalnie zwaliło z nóg. Co prawda, o gustach się nie dyskutuje, tym bardziej z klientem, jednak tym razem Blaise postanowił odwieść nieszczęśnika od tego szczególnie niesmacznego pomysłu. Tak więc, z niejakim zniecierpliwieniem wyczekiwał dzwonka do drzwi, spalając już trzeciego papierosa. Tak, to go kiedyś zabije, zdecydowanie.
Rin Twój Pan i Władca
Liczba postów : 35 Data dołączenia : 28/12/2014
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Sob Sty 10, 2015 12:23 am
Spotkanie z ojcem nie było najprzyjemniejsze. Zaś czepiał się o szczegóły i do tego ta seria badań… Tylko zemdlał, a już traktuje go jak obłożnie chorego. Prawie w ogóle nie chorował przez to, że prowadził zdrowy tryb życia więc nie było powodów do paniki. Rozstał się z nim oczywiście wyłudzając większe „kieszonkowe” i nowy motor. Jak to dobrze jest mieć dzianych starych… Ostatnio chodziło mu to po głowie. Widział wiele osób z tatuażami i już będąc małym chciał jakiś mieć. Teraz będąc z dala od domu mógł sobie pozwolić na coś takiego zwalając to na słabość chwili albo wpływ alkoholu. Gareki jednak potrzebował czegoś więcej. Był przecież idealny to i tatuaż nie może wykonać pierwszy lepszy salon. Nie da się oszpecić. Będąc w klubie usłyszał od „znajomych”, że w mieście pojawił się kilka miesięcy temu tatuażysta. Wszyscy klienci chwalili sobie jego dzieła i wychodzili zadowoleni więc i Rin musiał go namierzyć. Pociągnął za parę sznureczków i zdobył numer. Umówił się i jedyne co mu pozostawało to czekać. Przeglądał w tym czasie wiele stron ze zdjęciami tatuaży, ale to nie było to. Poszukiwał czegoś wyjątkowego. Czegoś co zachwyci, ale z pozoru nie będzie widoczne. Rin był wybredną mendą, ale stać go było na to. Mógłby i nawet wydać majątek na tatuaż by ten był idealny. Musiał zdać się na kogoś bardziej wprawionego. Może mu coś doradzi. No i nadszedł dzień, w którym miał odwiedzić wysławianą personę. Ubrany jak zwykle w markowe ciuchy idealnie leżące na jego ciele udał się na miejsce spotkania. Dziękował bogu, ze w motorze była nawigacja, bo w życiu nie przypuszczałby, że przyjedzie do Bohemii. Ha. Na pewno też dostanie opierdziel, bo nie dał nic znać Lazarusowi. Cudownie. Zaparkował pod kamienicą i zmierzył ją wzrokiem. Nie. Stanowczo nie jego klimaty. Przynajmniej z zewnątrz budynek go odpychał. Zdjął kask i przyczepił go do motoru włączając alarm, by jakiś debil mu nie ukradł jego cacka. Wyróżniał się stanowczo z tłumu, co widział już wcześniej jadąc wąskimi ulicami, ale co mógł na to poradzić? Wiedział, ze jest piękny i bogaty. Każdy chciałby go mieć, ale nikt nie dostanie. Udał się schodami na górę i dotarł na ostatnie piętro. Stanął przed drzwiami i zadzwonił w dzwonek oczekując gospodarza. Miał obawy co do wykonywania tatuażów w takich warunkach, domowych, ale mało się na tym znał. Jego pasją była chemia dzięki której tworzył naprawdę zacne specyfiki.
Blaise Zboczeniec z sąsiedztwa
Liczba postów : 60 Data dołączenia : 06/01/2015
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Sob Sty 10, 2015 3:11 am
Miał właśnie podpalić czwartego papierosa, kiedy nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Blaise podskoczył jak ostatni idiota, mało nie spadając z parapetu. Dokładnie dlatego nie znosił dzwonka, cholerna jasna, ileż można?! Za każdym razem, słysząc ten nieznośny pisk, mało nie zrobił sobie krzywdy. Zmarszczył tylko lekko brwi i ruszył w stronę drzwi, coby jego klient nie musiał za długo czekać. Kiedy przekręcił klucz i pociągnął za klamkę, nie spodziewał się, że po drugiej stronie zobaczy tak młodą osobę, ile on mógł mieć, dwadzieścia lat, mniej? Co prawda nie robiło mu to większej różnicy, tylko zwyczajnie się zdziwił, ostatnimi czasy przychodzili do niego nieco starsi panowie. Przyglądał się chwilę młodzieńcowi, po czym otworzył drzwi nieco szerzej. - Cześć, to z tobą rozmawiałem wcześniej przez telefon, prawda? Blaise. - powiedział, wyciągając rękę w kierunku ciemnowłosego. Następnie zamknął drzwi i skierował się w stronę kuchni. - Rozgość się, kawa, herbata, zanim zaczniemy? - rzucił do tyłu, samemu nastawiając wodę. Jednocześnie zastanawiał się, co też taki "dzieciak", jak zwykł nazywać osoby młodsze od siebie (nieważne, czy różnica wieku wynosiła 6 lat czy 1 rok), może chcieć sobie wytatuować. Co prawda, teoretycznie nie powinien się w ogóle dziwić czy zastanawiać, w końcu on sam również był małolatkiem, kiedy zrobił sobie pierwszy tatuaż. Jednak Blaise czasem w zadziwiająco różnych kategoriach wiedział siebie i ludzi go otaczających, jakby to co robią inni zupełnie go nie dotyczyło, i dokładnie w druga stronę. Między innymi dlatego też często zawracał sobie głowę jakimiś bezsensownymi pierdołami, nad którymi normalni ludzie nie myślą, albo przynajmniej nie poświęcają temu tyle uwagi. Ziewnął przeciągle, rozciągnął się niczym leniwy kocur, zdając sobie sprawę, że chyba jednak dwie kawy to za mało na rozbudzenie, po czym ruszył w stronę swojego gościa. Usiadł na kanapie i spojrzał wprost na chłopaka, wreszcie mogąc mu się dokładniej przyjrzeć. Ciakiem niczemu sobie, ładna buźka, zdaje się dobrze zbudowany i nawet byli tego samego wzrostu. Ponadto, widać było, chociażby po samym ubiorze, że chłopaczyna albo dorobił się majątku w tak młodym wieku, albo ma bogatych starych, i w tym wypadku, Blaise zdecydowanie skłaniałby się w stronę drugiej opcji. Ech, i ludzie pytają, gdzie jest sprawiedliwość? Drodzy państwo, nie ma czegoś takiego, proste. - No, to jakie plany? Masz już jakiś pomysł, co chcesz zrobić? - zapytał wprost, przechodząc od razu do "interesów". W końcu oboje nie mieli całego wolnego dnia... Chociaż, Blaise najpewniej miałby, ale jego gość już niekoniecznie. Zresztą, to nie była jego sprawa. Teraz jedynie czekał na odpowiedź, przy okazji wyciągnął paczkę i już po chwili czuł cudownie rozchodzący się dym, którym zaciągał się jakby nie palił od dłuższego czasu. Cóż, nałóg.
Rin Twój Pan i Władca
Liczba postów : 35 Data dołączenia : 28/12/2014
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Sob Sty 10, 2015 12:08 pm
Słysząc kroki za drzwiami westchnął cicho i cierpliwie czekał na otworzenie drzwi. Oczywiście jak zawsze uważał, że jego dom był zajebisty w porównaniu do innych, ale tak się składa, że nigdy nie był w tej dzielnicy. Nie widział większego powodu, by tu się pojawiać. Miał swoje zajęcia, a jak ktoś czegoś chciał wysyłał swojego kuriera. Nigdy nie pojawiał się osobiście. Ceni sobie bardzo swoją prywatność. Przyglądał się osobie, która stanęła w drzwiach. Nieco się zdziwił, bo inaczej sobie go wyobrażał. Nie sądził, że ów tatuażysta jest tak młody. -Gareki...-skinął głową na przywitanie i przedstawił się oficjalnie. Nie przepadał za rozmowami na telefon. Wolał widzieć osobę i mówić wprost do niej, a nie przez jakieś urządzenie. Przecież groźby przez telefon brzmią jak przekomarzania dziecka. Przez to urządzonko nie można ukazać swojej wyższości i to go denerwowało, ale posiadał telefon. Gry, muzyka, smsy... Tylko przez to nadal ma to wcale nie małe urządzenie. Wszedł za Blaisem do jego domu i zaczął ściągać z siebie, zbędne w tym momencie, ciuchy. W odstawkę poleciał płaszcz, szalik, rękawiczki i buty. Nie zamierzał brudzić nikomu podłogi, bo sam nienawidził sprzątać. Zawsze w domu stara utrzymać się porządek, a jak nie dzwoni po kogoś, by zrobił to za niego. Dlaczego? Bo może sobie na to pozwolić. -Herbatę poproszę...-odparł do tatuażysty i rozejrzał się po jego lokum. No wewnątrz było lepiej, ale to i tak nie jego klimaty. O gustach się nie dyskutuje więc nie będzie komentował wystroju. Są pewne tematy, których Rin nie porusza. Wszak nie jest idiotą tylko takiego udaje. Uwielbiał zwodzić w ten sposób ludzi. Ich twarze pełne uzasadnionego zdumienia gdy się okazuje, że Gareki tak naprawdę mógłby konkurować z geniuszami. Podążył za nim siadając naprzeciw rozmówcy. Na oko twierdził, że jest tylko o parę lat starszy od niego, nie więcej. Rin miał dzisiaj założone zielone soczewki jednak to nie wiązało się z żadną wadą wzroku. Po prostu nie lubił swojego naturalnego koloru oczu, który codziennie zasłaniał jakimś innym. Blaise może i był w jego typie po dłuższym stwierdzeniu, ale nie przyszedł tutaj w takim celu. Tatuaż. No właśnie. Coś na co nie mógł zdecydować się od dłuższego czasu i tylko ostatnio go jakoś tchnęło. Na jego pytanie westchnął tylko mrużąc lekko oczy. -W tym sęk, że nie. Chcę coś co wywrze na wszystkich wrażenie, ale nie będzie widoczne dopóki sam tego nie pokażę. Mianowicie chcę mieć tatuaż na plecach. Jego wielkość nie ma znaczenia. Może objąć ich całą powierzchnię.-odpowiedział mu zakładając nogę na nogę i czekając na opinię Blaise'a. Nie wiedział co konkretnie chciał zrobić. Chciał czegoś co wzbudzi zachwyt jego ciałem jeszcze bardziej. Czy było to narcystyczne? Tak i to bardzo, ale Rin już taki był.
Blaise Zboczeniec z sąsiedztwa
Liczba postów : 60 Data dołączenia : 06/01/2015
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Pon Sty 12, 2015 12:07 am
Pierwsze spotkania z innymi ludźmi, nie wiedzieć czemu, zawsze go w pewien sposób bawiły. To przypatrywanie się drugiej osobie, jeszcze nie do końca znanej, ocenianie jaka może być, zwracanie uwagi na ubiór i ogólną atrakcyjność fizyczną. Tak dzieje się zawsze, niezależnie od płci. Czy nie przypominana to trochę oględzin towaru, który właśnie zamierza się kupić? I chociaż Blaise chciałby być inny, nieraz przyłapał się, jak sam się komuś wnikliwie przypatruje i wstępnie wyrabia sobie jakieś zdanie na temat danej jednostki. Cóż, tacy już chyba są ludzie. Ponadto, Stratford miał nieodparte wrażenie, że dzisiejsze spotkanie nie było inne. Raz jeszcze zerknął w stronę swojego klienta i przyswajając rzucone mu informacje, ruszył w kierunku kuchni. Czajnik co prawda, już jakiś czas temu, głośnym piskiem oznajmił gotowość wody, jednak czarnowłosy nie chciał przerywać wypowiedzi swojego gościa. Tak, nawet on, kiedy sytuacja tego wymagała, potrafił się zachować. Przez chwilę zastanawiał się, jaką herbatę zaserwować, gdyż on sam zdecydował się na (kolejną) kawę. Wrzucił w końcu do dużego, szarego kubka woreczek z czarną, natomiast dwie i pół łyżeczki pobudzających ziarenek trafiło do szerokiej, brązowej filiżanki, po czym zalał dwa naczynia wrzątkiem. - Proszę, twoja herbata. - powiedział, wracając do salonu z gorącymi napojami, szary kubek stawiając na stoliku przed Rinem. Zaraz zrobił drugi kurs po cukier, łyżeczki i mały talerzyk na woreczek, po czym usiadł w końcu na kanapie, obok chłopaka. - Rozumiem, czyli chcesz zrobić plecy... - wymruczał z namysłem, wsypując łyżeczkę cukru do kawy i za chwilę energicznie ją wymieszał. Trzeba przyznać, że dzieciak był całkiem odważny, prawdopodobnie pierwszy tatuaż, a ten już bierze pod uwagę wytatuowanie całych pleców. No, no, nieźle. Kąciki ust dwudziestopięciolatka mimowolnie wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, na samą myśl o tym, jakie cuda może stworzyć. Miał tyle możliwości, w końcu tak duża powierzchnia zostawiała spore pole do popisu, a takie projekty Blaise lubił najbardziej. Teraz tylko pozostawała kwestia samego wzoru. Upił łyk gorącego napoju i wstał, ruszając do swojego pokoju. Zniknął w nim na krótką chwilę, wracając z kilkoma albumami, paroma kartkami i ołówkiem. - Skoro chcesz, żeby wywierało to na wszystkich wrażenie, co powiesz na fluorescencyjny tatuaż? Proszę, tutaj masz zdjęcia z różnymi wzorami, może coś przypadnie ci do gustu. - powiedział, podając chłopakowi przyniesione albumy. Upił kilka łyków kawy, biorąc do rąk czysty papier. -Jest jeszcze możliwość zaprojektowania własnego. - dodał zaraz, machając kartkami. Teraz pozostawało tylko czekać, co młodziak zadecyduje. Było co prawda wczesne popołudnie, jednak biorąc pod uwagę planowaną wielkość tatuażu, meli dość mało czasu, szczególnie, jeśli Rinowi spodoba się propozycja Stratford'a - Byłbym zapomniał, pozostaje jeszcze kwestia koloru, wolałbyś czarny tusz czy raczej coś kolorowego? - zapytał, drapiąc się po głowie i lekko przechylając ją w prawą stronę. Cóż, nieco zabawny nawyk, którego za nic nie był w stanie się oduczyć. Ale czy to coś złego? Każdy ma jakiś, mniej lub bardziej dziwne przyzwyczajenia, nawet on.
Rin Twój Pan i Władca
Liczba postów : 35 Data dołączenia : 28/12/2014
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Pon Sty 12, 2015 9:00 am
W większej ilości przypadków, to Rin, zanim się z kimś spotkał postępował głównie według swojego planu. Początkowo zbierał informacje o tej osobie. Wszystko to co było przydatne i mniej, interesowało go. Robił szczegółowe dochodzenia na temat wybranej osoby, by w końcu zdecydować czy z nią się spotkać. Przezorny ubezpieczony... Wolał w razie ewentualnych problemów przy kontakcie mieć kartę atutową choć zazwyczaj wszystko szło po jego myśli. Wszak człowiek inteligentny potrafi dobrze wykorzystać nagromadzone informacje w taki sposób , by osoba, z którą się rozmawia nie domyśliła się, że jest manipulowana. Gareki lubił wtedy patrzeć na swoją "ofiarę" jak z każdym jego słowem w końcu ulega i daje się w końcu zaprosić na ciastko czy kawę... Rin był bardzo wybrednym potworkiem. Nigdy nie bawił się dwa razy z tą samą osobą. Nie ważne jak przystojni byli, czy go dominowali czy on ich, czy się zakochiwali... Nigdy nie przyszło mu powtórzyć rozrywki. Nie wiedział czemu? Może czegoś szukał sam tego nie rozumiejąc? Ludzkie uczucia są tak trudne w zrozumieniu. Zerknął na herbatę przyniesioną przez Blaise i gdy napój był już ciemny wyciągnął woreczek i dodał dwie łyżeczki cukru. Mieszając przyglądał się tworzącemu się małemu wirowi w kubku. Pierwszy tatuaż, ale z rozmachem. Gareki jedyne czego się obawiał to tego czy Blaise podoła zadaniu. Rin jest bardzo wybredną osobą, ale kto bogatemu zabroni. Płaci to wymaga, a teraz cena nie grała większej roli. Podążył wzrokiem za chłopakiem po czym upił łyk herbaty. Stanowczo przepadał za wszelkimi rodzajami ciepłych napojów. Kawę pił zazwyczaj wieczorem, albo rano. Taki kaprys, a i nie potrzebował nigdy zanadto większego pobudzenia. Zwykle wstawał wypoczęty, bo przecież nie pracuje więc śpi, do której chce. Zerknął na albumy i odkładając kubek z gorącym napojem zabrał się za wertowanie i przyglądanie wzorom. -Tatuaż fluorescencyjny, hmmm? Może to być dobre rozwiązanie. Chcę, by jak tylko ludzie na niego spojrzą czuli zachwyt, zazdrość i podziw. To będzie też najlepsza reklama dla ciebie.-uśmiechnął się delikatnie i wrócił do przeglądania wzorów. Musiał sobie każdy wyobrazić na sobie, ale jakoś żaden nie przypadał mu do gustu. Oj wybredna z niego menda. -Hmm... To tak. Chcę by to co mi wytatuujesz na plecach było swoistym pokazem twoich umiejętności. Z racji tego iż wielu ludzi sobie chwali twoje dzieła chciałbym abyś pokazał swój talent. Lubisz wyzwania prawda? Każdy wysoko ceniący się artysta je lubi. Chcę, aby twoje dzieło było kunsztowne. Cena nie gra roli. Co do koloru... Chcę by to był biały tusz. W świetle UV świeci on na na piękny żywy, niebieski kolor, a to mój ulubiony. Resztę zostawiam tobie.-powiedział odkładając albumy i przyglądając się chłopakowi. Czy wymagał wiele? Stanowczo, ale daje możliwość pokazania swojego talentu i to na swojej własnej skórze. Wszak była ona idealna, boska, wspaniała... Narcystyczna menda lubiąca ukazywać swoją wyższość.
Blaise Zboczeniec z sąsiedztwa
Liczba postów : 60 Data dołączenia : 06/01/2015
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Pon Sty 12, 2015 8:34 pm
Zachwyt, zazdrość i podziw... Powtarzał sobie w myślach, zdziwiony i jednocześnie rozbawiony słowami młodszego chłopaka. Czy on naprawdę tak uważał? Blaise zawsze był zdania, że tatuaże są czymś, co robimy przede wszystkim dla samych siebie, bo np. coś wydarzyło się w naszym życiu albo zwyczajnie chcemy mieć ciało ozdobione w ten właśnie sposób. Blaise pierwszy raz spotkał się z robieniem tatuażu dla innych, żeby zwyczajnie komuś zaimponować. Brzmiało to trochę tak, jakby każdego chciał we wszystkim przegonić. Ponadto ta jego postawa, staranny dobór każdego słowa. Kurczę, Stratford tyle już mógł powiedzieć na jego temat, chociaż znał go zaledwie od dobrych trzydziestu minut. Mimo tego, Rin nie wydawał się złym dzieciakiem, wywoływał w czarnowłosym raczej same (jak na razie) pozytywne emocje, miał ochotę się zwyczajnie zaśmiać, słuchając tego, jakie to wspaniałe dzieło ma stworzyć. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę sam, nie trzeba mu było powtarzać dwa razy. W końcu nie bez powodu miał tylu chętnych, nie wspominając o salonie poza murami Bestat. Nie to, że nie traktował młodego poważnie, każdy klient był dla niego równy, po prostu wszystko to w jakiś dziwaczny sposób go bawiło. Zaśmiał się cicho i nie chcąc, by Rin zaraz coś sobie pomyślał, upił kilka łyków kawy, wypijając napój do końca. Nagle głośno klasnął w ręce, odwracając się nieco bardziej w stronę swojego towarzysza. - Rozumiem, także postanowione, bawimy się z fluorescencyjnym tuszem! - powiedział bardziej entuzjastycznie niż by chciał, jednak było to silniejsze od niego. Już tak dawno nie miał okazji wykorzystać tego cudeńka, szczególnie, że wykonanie tatuażu za jego pomocą wygląda nieco inaczej niż robienie zwykłej dziary. Zresztą, Rin w niedługim czasie będzie miał okazję zobaczyć to na własne, młode oczęta. Tymczasem Blaise widząc, że żaden wzór z albumu nie sprostał wysokim wymaganiom chłopaka, z lekkim uśmiechem odłożył je gdzieś obok. Dlaczego wcale, a wcale go to nie dziwiło? Coś tak przeczuwał, że skończy się to w końcu na projektowaniu, dlatego nie czekając długo, chwycił czystą kartkę i ołówek. - Owszem, lubię wyzwania, tyle tylko, że nie chodzi tu o mnie... - mruknął, siadając na kanapie po turecku i rozsiadając się nieco wygodniej. - Zobaczymy czy zdołam podołać twoim wymaganiom. - powiedział, zerkając na chłopaka. - Kolor już mamy, teraz musimy się zastanowić nad wzorem, a skoro nic ci się nie spodobało, to go zaraz stworzymy. - dodał po chwili, robiąc kilka małych szkiców. Po paru minutach przedstawił mu całą gamę różnych wzorów, od zwierząt, skrzydeł czy innych zwierzęcych elementów, po przeróżne postaci ludzkie, do wyboru do koloru. Teraz kwestia, czy tym razem coś spodoba się młodziakowi. Jeśli nie, Blaise będzie próbował dalej. Do skutku.
Rin Twój Pan i Władca
Liczba postów : 35 Data dołączenia : 28/12/2014
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Wto Sty 13, 2015 12:29 am
Nic co robił Rin nie było dla niego. Zawsze dążył do tego, by wyprzedzać innych, udowadniać im, że jest lepszy, by móc patrzeć w ich zawiedzione sobą oczy, że dali się komuś takiemu jak on pokonać. Tak. Był zapatrzony tylko w siebie i nikt, jak do tej pory, go nie zainteresował na tyle, by zwrócić jego uwagę i ruszyć sumienie, które jak sądził nie ma. Każdy ruch, każdy gest… Wszystko miało udowadniać, że jest lepszy. Tak został wychowany i nie widział innej drogi, ani nie miał i nie ma chęci zmiany. Widząc tatuaże innych, pięknie wykonane, sam chciał taki mieć. Wieczną ozdobę, która będzie zdobić jego ciało, ale tylko nieliczni zobaczą. Tylko ci, którym pozwoli. Od taki zaszczyt ich spotka. Skoro ma się wywyższać i przechwalać to będzie to robił na tyle dobrze jak brat, albo i lepiej. Zawsze chciał mu dorównać. Zawsze chciał go zachwycić, by był z niego dumny. Ojciec go nie obchodził. Mało go widział, praktycznie nie znał, a już na pewno nie kochał tak jak brata, bardziej szanował, jak matkę. Dziwne miał stosunki w rodzinie, ale sama w sobie była już niespotykana. Cały gang stanowił rodzinę. Mniejsza bądź większą. Gang, do którego akurat należał Gareki był największy w Japonii. W dodatku był synem samego bossa… Drugim… Ale zawsze coś, choć pozostawał ten niedosyt. Świecący tatuaż miał też być oznaką buntu, gdyż w młodości nie pozwolił mu na niego brat. Sam widział jego tatuaże, ale małemu Rinowi nie pozwalał, co go strasznie irytowało. Chciał być pierwszy w rodzinie z czymś takim i był pewien, że będzie. Nie da sobie tego odebrać. Rin chciał czegoś, co nie jest pospolite. Czegoś, co będzie miał tylko on i nie będzie się dało ponownego odtworzyć. Upił łyk gorącego naparu przyglądając się cały czas rozmówcy z zaciekawieniem. Był pewien, ze wyrobił sobie już o nim opinię i wcale go to nie dziwiło. Chciał, by tak myślał, że choć trochę może go znać. Ocenić pod względem charakteru i zachowania, co było złudne. Oparł się wygodnie o kanapę przysłuchując się jego słowom jak i spoglądając na to co robi. Uśmiechnął się pogodnie i oczekiwał rezultatów. Nie chciał mu przeszkadzać podczas szkicowania więc siedział cicho i pił sobie swoją herbatkę. Był pewien, że Blaise go zaskoczy. Nie widział innej możliwości w sumie. Gdy chłopak skończył, Rin odłożył kubek i wziął szkice do ręki. Przeglądał je, skrupulatnie, by nie przeoczyć niczego. Wszak nie mógł nie docenić starań artysty zwłaszcza, że szkice były całkiem porządnie wykonane. Zatrzymał się na wzorach skrzydeł. Jakoś dobrze je sobie wyobrażał na plecach. Pasowały mu tam. Przeglądając wszystkie wzory i motywy zaczął się zastanawiać. Ze względu na swój charakter wiedział, ze powinien by wybrać skrzydła demona, ale przecież Gareki lubi sprzeczności. Zaśmiał się pod nosem i położył kartki na stoliku obracając je i pokazując palcem wybrany motyw Blaise'owi. -Skrzydła… Anielskie… Jak prawdziwe, na całe plecy.-powiedział patrząc mu głęboko w oczy.
Blaise Zboczeniec z sąsiedztwa
Liczba postów : 60 Data dołączenia : 06/01/2015
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Sro Sty 14, 2015 12:46 am
Przyglądał się Rinowi w milczeniu, cierpliwie czekając, aż ten zdecyduje się (lub nie) na jakiś konkretny wzór. Miał świadomość, że zajmie to trochę czasu, dlatego nie zamierzał poganiać chłopaka. Bądź co bądź, cokolwiek dziś stworzy, ten tu młodzik będzie to nosił do końca życia. Wbrew opinii niektórych osób, tatuaż bez wątpienia jest czymś ważnym, o czym Blaise przekonał się pewnego razu na własnej skórze, podczas jednej (niekoniecznie) pamiętnej imprezie. Miał wtedy szesnaście lat, był młody i głupi, na dodatek nie potrafił pić - gotowy przepis na istną katastrofę. Następnego dnia obudził się z koszmarnie brzydkim tatuażem, szepczącym jego prawe ramię (wolał nie przywoływać w myślach tego, jak wyglądał). Do dziś nie wie dokładnie, jak w ogóle to tego doszło, w każdym razie od tamtego wydarzenia temat tatuażu przestał być czymś lekkim. Miał nie lada problem z zakryciem tego paskudztwa, przez pierwszy rok ubierał same długie rękawy, nawet w lato. Wtedy nigdy nie przypuszczałby, że skończy w takim, a nie innym zawodzie. Trochę ironia losu, prawda? Westchnął mimowolnie, opierając głowę na oparciu kanapy, czując nagle silną potrzebę zapalenia. Nie wiedzieć czemu, nałóg zawsze dopadał go w takcie jakichś dłuższych przemyśleń czy po prostu, kiedy nic w danym momencie nie robił. Obecna sytuacja spełnia oba te warunki, dlatego nie czekając długo podniósł się z miejsca. - Nie będziesz mieć nic przeciwko, jeśli zapalę, prawda? - powiedział, i zaraz naciągnął na swoje chude ramiona długi, ciepły sweter w czerwono-granatową kratkę. Chwycił zapalniczkę i paczkę niedawno otwartych papierosów, z której nieco pospiesznie jednego wyciągnął. Jakąż ulgę odczuł, czując dym powoli rozchodzący się w jego chorych już pewnie płucach. Wcześniej zdążył otworzyć jedno z dużych okien, dlatego w pomieszczeniu mogło się zrobić chłodno, zważając na obecną porę roku i dość zimny dzień. Automatycznie zerknął w stronę młodego, coby zobaczyć, czy aby mu to nie przeszkadza. - Hej, nie jest ci zimn... co? - zaczął, jednak w tym samym czasie Rin zdecydował się, co chce sobie wytatuować. Spojrzał prosto w duże oczyska młodego, swoją miną bez wątpienia okazując ogarniające go zdziwienie. Skrzydła? Skrzydła anielskie? Co jak co, ale spodziewał się czegoś odrobinę innego, prędzej jakiegoś zwierzaka, np. lwa (król zwierząt w końcu) albo chociażby samego chłopaka w koronie - owszem, być może trochę absurdalne, jednak Blaise spotkał się już z gorszymi pomysłami. Zresztą, jeszcze skrzydła to skrzydła, ale że anielskie! - Czemu akurat anielskie? Wiesz, myślałem, że wolałbyś raczej takie... no nie wiem, bardziej diabelskie? - mruknął, kończąc palić i zamykając okno. Poszedł do kuchni, gdzie nalał dwie szklanki wody, po czym ruszył z powrotem w stronę salonu. Odłożył naczynia na stoliczku, po czym rozsiadł się wygodnie na kanapie, jednocześnie zerkając na gościa obok. - Tak czy inaczej, musisz wiedzieć, że taki tatuaż robi się około 1/3 czasu dłużej i jest także znacznie droższy, chociaż z tego co mówiłeś wcześniej, pieniądze nie stanowią problemu, co? - powiedział z uśmiechem, biorąc nową kartkę i rozpisując na niej plan "działania". - Na pewno dziś tego nie skończymy, możemy zacząć, ale cały proces trzeba podzielić na kilka sesji. - dodał po chwili, zapisaną kartkę wręczając Rinowi, samemu biorąc kolejną. Zaczął rysować wybrany wzór, tym razem dokładniej i w jego ostatecznej formie. Po dłuższej chwili praca była gotowa. - Czyli na pewno to, pasuje? Jeśli tak, przekładamy to na większy format... - mruknął, i miał ochotę wybuchnąć głośnym śmichem na samą myśl tego, co za chwilę planował zrobić. -I będziemy zaczynać, rozbieraj się. - powiedział z uśmiechem szerszym niż powinien, stając nad chłopakiem i opierając jedną z dłoni na swoim biodrze. Och, uwielbił to robić.
Rin Twój Pan i Władca
Liczba postów : 35 Data dołączenia : 28/12/2014
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Sro Sty 14, 2015 2:20 am
Z tatuażem było jak z wybieraniem motoru, przynajmniej dla Rina. Musiał się dokładnie zastanowić, bo był świadom, że tak łatwo czegoś tak dużego ze swoich pleców się nie pozbędzie i nawet pieniądze, by mu tu nie pomogły. Ot ironia. Osobiście nie palił i nie przepadał za tym. Nigdy nie brał podobnych używek, tylko te stworzone przez siebie, bo przynajmniej wiedział o działaniu i ewentualnych skutkach ubocznych. Jego klienci byli zadowoleni, aczkolwiek prosił ich o prywatność i zachowanie jego małego przemysłu w tajemnicy. Bestat nie byłoby raczej ucieszone słysząc, ze na obiekcie ktoś rozpowszechnia środki odurzające. Na szczęście dzięki odpowiedniej mieszance składników trudno było je wykryć. Tak więc kiwnął tylko głową do gospodarza wracając do wybierania. W tym akurat czasie był zajęty czymś innym więc dym mu nie przeszkadzał, a i jego organizm był bardzo odporny więc wiedział, ze to mu nie zaszkodzi. Chłód jaki wdarł się do pokoju był orzeźwiający i dzięki temu dym ulatniał się na zewnątrz co niezmiernie odpowiadało Garekiemu. Kiedy zaczęli mówić jednocześnie delikatnie się uśmiechnął widząc zdziwienie na twarzy Blaise’a. O tak. Stanowczo mu się one podobało. Jego przenikliwe oczy wpatrywały się uważnie, a uśmiech poszerzył się słysząc dalszy ciąg wypowiedzi chłopaka. -Widzisz… Uwielbiam sprzeczności, a ta jest dość wyraźna i każdy o tym wie, dlatego anielskie, a nie demoniczne. Nie będę przecież się afiszował swoim charakterem, a podkreślał kontrast. Wydaje mi się, że to całkiem dobry powód.-odparł całkiem wesołym tonem opierając się o kanapę. Teraz, wizja tatuażu zaczęła mu się coraz bardziej podobać. Podążył za nim wzrokiem jak Blaise zniknął w kuchni i odetchnął cicho wbijając wzrok w sufit. Był ciekaw czy wcześniej miał kogoś równie wymagającego jak on. Od tak, czysta ciekawość. Interesowało go też jakie tatuaże przychodziło mu robić, ale zachowa te pytania na potem, bo wiedział, że spędzą ze sobą BARDZO dużo czasu. Jak na Rina to pierwsze tak długie przybywanie w towarzystwie kogoś kogo nie zna. Zawsze jest ten pierwszy raz, prawda? -Czas nie gra roli, tak samo jak pieniądze. Mam go dużo, niekiedy aż za dużo. Nie chcę byś się spieszył, bo wiem, że wykonanie czegoś takiego zajmie ci sporo czasu, a i będziesz potrzebował spokoju.-nie chciał poganiać chłopaka, bo wiedział, że presja na artyście potrafi go rozproszyć przez co dzieło nie wyjdzie tak jak trzeba. Trochę się zasmucił, że nie uda im się tego dzisiaj skończyć, no ale Rin nie będzie marudził. Sam się zgodził to przeboleje tą serię spotkań. Przejrzał kartkę, którą dostał i mruknął tylko twierdząco odkładając ją na stół. Mus to mus, nie będzie narzekał skoro tatuaż ma być porządnie wykonany. -Tak. Stanowczo pasuje.-potwierdził po czym zmrużył nieco oczy słysząc kolejne słowa i widząc szeroki uśmiech. Wstał i chwycił za dolne rogi koszulki po czym ściągnął ją odsłaniając całkowicie tors, który ozdabiał jedynie mały naszyjnik na szyi. Srebrny łańcuszek z czarnym, małym sercem, na którym widniał napis Kira. Dostał to kiedyś od brata więc nosił dosyć często. Koszulkę przewrócił na właściwą stronę i położył na kanapie po poluźnił nieco pasek i obniżył spodnie z bielizną na tyle by plecy były odsłonięte. Nie zamierzał cały się rozbierać. Co to to nie chyba, że naprawdę reszta ciuchów w jakiś sposób by przeszkadzała Blaise’owi. Zdziwiło by go to, ale cóż… Nie on tu będzie robił tatuaż. Spojrzał więc na chłopaka oczekując dalszych instrukcji.
Blaise Zboczeniec z sąsiedztwa
Liczba postów : 60 Data dołączenia : 06/01/2015
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Sro Sty 14, 2015 11:14 pm
Zachowanie chłopaka po raz kolejny tego dnia sprawiło, że Blaise miał ochotę wyszczerzyć usta w szerokim uśmiechu. Sam nie wiedział dlaczego, ale zachowanie młodego w pewien sposób wydało mu się całkiem urocze, to jego nagłe ożywienie, kiedy zauważył zdziwienie czarnowłosego spowodowane wyborem wzoru. Przypominało mu to trochę radość dziecka, kiedy może zaimponować osobie dorosłej. Porównanie być może dziwne, jednak nie mógł odeprzeć od siebie tej myśli. Z uwagą przysłuchiwał się całym wyjaśnieniom, dlaczego właśnie tak, a nie inaczej. Skwitował to wszystko lekkim skinięciem głowy, jednocześnie nie spodziewając się jakiejkolwiek ideologii do tatuażu mającego być tylko czymś, czym może pochwalić się przed innymi. A tu proszę, zdziwko. Zresztą, dzisiejszy dzień sam w sobie był, jakby to... dziwny. Stratford nieszczególnie potrafił określić dlaczego, a jednak odczuwał pewną znaczącą różnicę w porównaniu do dnia poprzedniego. Problem polegał na tym, że nie bardzo wiedział jaką. Miał tego dnia dobry humor, coś za dobry. Być może to dzięki temu, że nie wychodząc z domu, nie miał możliwości przekonać się na własnej skórze o dzisiejszej szczególnie chłodnej pogodzie, albo to ten młodzik tak pozytywny sposób na niego działał? Mimo bez wątpienia sporych różnic charakterów, o wieku nie wspominając, dogadywali się całkiem dobrze. I choć miał świadomość, że w dużej mierze jest to zasługa relacji jaka obecnie ich łączyła, czyli tatuażysta-klient, to i tak wizja pracowania w tak przyjaznej atmosferze zapowiadała się obiecująco. Kiedy w końcu wszystko stało się jasne (czas, pieniądze i wzór), nareszcie mógł się wziąć do roboty. Bezwstydnie wlepił oczy w rozbierającego się chłopaka, nadal nie zdejmując z twarzy tego cwanego uśmieszku. Och, doskonale wiedział, że może zostać źle zrozumiany, ale właśnie o to mu chodziło. Zawsze lubił drażnić się w ten sposób, ciekawy reakcji osób, które były doprawdy przeróżne - od postawy zawstydzonego pomidora, do często śmiałych propozycji. Wszystko oczywiście było później sprowadzane do żartu, a Blaise robił to tak często, że weszło mu to w nawyk,ba, zaczął traktować jak część swoich obowiązków. Chociaż tak naprawdę, była to swego rodzaju wymówka dla samego siebie, by móc bezkarnie gapić się na kawałek odkrytego, męskiego ciała. Zaraz jednak zaśmiał się, łapiąc się za brzuch. - Spokojnie, nic ci nie zrobię, najwyżej tylko trochę zmolestuję. - mruknął, śmiejąc się jeszcze głośniej. Ach, czemu aż tak go to bawiło? Nie, zdecydowanie za dobrze się bawił, czas najwyższy trochę spoważnieć. - Dobra, a teraz serio zaczynamy, chodź za mną. - powiedział już normalnym głosem, kierując się do swojego pokoju. Kiedy byli już w środku, wskazał chłopakowi łóżko. - Widzisz tę folię na pościeli? Połóż się tam na brzuchu. - polecił spokojnie, samemu zasiadając przy komputerze. Zeskanował rysunek wybranego motywu i drukarka wypuściła dwie, duże kartki specjalnego papieru - każde skrzydełko na oddzielnej stronie. Przyjrzał im się dokładnie, wypatrując czy wszystko z nimi w porządku, po czym podszedł do chłopaka. - Przepraszam za takie warunki, w swoim salonie na zewnątrz mam lepsze, a na założenie takiego w tym miejscu jeszcze nie dostałem pozwolenia, także no... Trzeba sobie jakoś radzić. Nie ruszaj się przez chwilę. - powiedział, przykładając kolejno wydrukowane kartki do skóry. Lekko je przycisnął i po chwili chłopak miał na plecach dwa skrzydła. Sięgnął po sporej wielkości lusterko i podał je młodziakowi. - Zobacz, czy są na dobrej wysokości, ja tym czasie przygotuję maszynkę i tusz. - mruknął, tym razem zagłębiając się wewnątrz szafy w sypialni. Jej wielkość była niepojęta, gdyby nie cichy szereg bliżej nieokreślonych słów (prawdopodobnie przekleństw) w języku francuskim, można by pomyśleć, że całkiem wchłonęła czarnowłosego.
Rin Twój Pan i Władca
Liczba postów : 35 Data dołączenia : 28/12/2014
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Czw Sty 15, 2015 12:29 pm
Rin z natury był wesołą istotą. Cieszył się z możliwości zadziwienia i wzbudzenia zachwytu swoją osobą u innych. Zawsze do tego dążył i zazwyczaj mu się to udawało. Były tylko nieliczne przypadki, ale w jego dzieciństwie, gdy po prostu poniósł klęskę. Bardzo dobrze to pamięta. W końcu Gareki ma doskonałą pamięć. Wysoki iloraz inteligencji i łatwość przyswajania wiedzy były naprawdę pomocne. Może gdyby wychowywał się w innych warunkach były właśnie teraz jakimś geniuszem, ale w sumie cieszył się z takiego obrotu spraw. Przynajmniej miał tą namiastkę dzieciństwa. Widząc jak Blaise wlepia w niego wzrok uśmiechnął się szeroko, wręcz kusząco. W sumie… Dawno się z nikim nie droczył w ten sposób. Dawno też z nikim nie współżył. Ostatnio był bardzo zabiegany, a jego wybredność nie pozwalała mu na branie pierwszej lepszej osoby. W sumie mógł molestować Lazarusa, niejednokrotnie go to korciło, ale chciał to zachować na specjalny moment. Teraz i tak na pewno szykuje mu wpierdol, do tego ma wyłączony telefon. Jest pewien, że mu się za to oberwie. -Zamierzasz molestować tak niewinnego chłopaka jak ja?... Wstydziłbyś się…-odparł niewinnym tonem kładąc palce na usta i robiąc niewinne oczy. W sumie chciał się z nim podroczyć i zobaczyć co z tego wyniknie. Celowo opuścił niże spodnie tylko lekko odsłaniając pupę. W takim stanie wyminął go uśmiechając się wrednie i położył na folii na łóżku. -Lepsze takie niż wcale.-mruknął tylko nie ruszając się zbytnio i czekając, aż odbije wzór na plecach. Zastanawiał się jak bardzo będzie to bolało, w końcu ma tu taj spędzić więcej czasu niż powinien…A za to też mu się oberwie… Ale Rin to masochista, będzie się cieszył jak oberwie parę razy od Laza, jeżeli ten w ogóle podniesie na niego rękę. Czy byłby zły? Nie. Sam sprowokował i był tego świadom. Musiał więc korzystać z zaistniałej sytuacji póki może, by potem nie żałować. Wziął od Blaise lusterko i obejrzał zadowolony wzór na swoich plecach. Cieszył się z wielkości, ale oceni wszystko po tym jak skończą. Jak na razie wszystko było w porządku. -Wszystko dobrze… Tak myślę… Pasuje mi wysokość.-odparł krótko przekręcając lusterko tak, ze widział chłopaka przy szafie. Uśmiechnął się szeroko widząc jak po coś się skłania… Miał całkiem ładną pupę, aż chciało się dotknąć, ba, co tam dotknąć… Zmacać od razu. Ułożył sobie dłonie pod głową by mieć oparcie i grzecznie czekał.
Blaise Zboczeniec z sąsiedztwa
Liczba postów : 60 Data dołączenia : 06/01/2015
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Pią Sty 16, 2015 11:12 pm
Czy mu się wydawało, czy przypadkiem ten młodziak właśnie próbował go... kusić? PRÓBOWAŁ, bo temu oto panu potrzeba czegoś więcej niż kawałek gołego pośladka, chociaż bądź co bądź, miło się na coś takiego patrzy. Gdyby chłopczyna działał nieświadomie, to wyglądałoby to jeszcze całkiem niewinnie i na swój sposób uroczo, tyle tylko, że cały elekt niszczył jego uśmiech. Nieszczęsny, wredny uśmieszek. Świadczył bowiem, że Rintarou doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich drobnych działań, ba, robi wszystko z czystą perfidią i całkowitą świadomością ewentualnych konsekwencji podobnego zachowania. A co, gdyby Blaise był gwałcicielem? Oczywiście nie jest, ale zakładając czysto teoretycznie. Młody nie powinien aż tak spoufalać się z nieznajomym kolesiem, co by nie było, poznali się dzisiejszego dnia. Zadziwiające, że ciemnowłosy nawet nie szukał w tym wszystkim swojej winy, która mimo to krążyła nad nim niczym głodny sęp, gdzieś tam w środku wywiercając małą dziurkę. No bo w końcu, kto to zaczął? Tyko jeden raz przeszło mu przez myśl, że jego żarty mogły powędrować trochę za daleko. Teraz zasadniczą kwestią było, czy powinien brnąć w to dalej i zobaczyć co ciekawego może z tego wyjść, czy lepiej od razu wskazać odpowiednie granice? Uch, to zdawało się być na obecną chwilę za trudne, by Blaise mógł od razu zdecydować. Jeszcze go potem o coś oskarżą... - Właśnie, powinienem o to zapytać wcześniej, ale całkiem wypadło mi to z głowy... Ile ty masz właściwie lat? - tak, Blaise był stuprocentowym, niemyślącym bananem. Jak można było wszystko przygotować, bez wcześniejszego ustalenia wieku klienta? A jeśli Rin okaże się niepełnoletni? Co prawda czarnowłosy wątpił w taki obrót sprawy, jednak w tych czasach dzieciaki wyglądały na starsze niż były w rzeczywistości. Pomimo wątpliwości, kontynuował swoje nurkowanie w czeluściach szafy, szukając odpowiedniego tuszu. Dawno nikt nie życzył sobie podobnego tatuażu, dlatego też wszystko to, co było mu dziś potrzebne, zakopało się gdzieś głęboko między innym materiałami. Po dłuższej chwili podniósł się na równe nogi, poprawiając opuszczone nieco spodnie. Było mu cholernie gorąco, nieoczekiwany wysiłek fizyczny (tak, wbrew pozorom przeszukiwanie szafy jest pewną formą wysiłku) zawsze zbytnio go męczył. Wiadomo, inaczej jest kiedy człowiek mentalnie się na coś nastawi, wtedy wszystko staje się znacznie prostsze i kosztuje nas mniej energii (a przynajmniej tak nam się wydaje). Blaise takim tokiem myślenia próbuje usprawiedliwić fakt, dla którego większość rzeczy tłoczy się i momentami piętrzy na meblach w całym pomieszczeniu. Ma innymi słowy "lekki bałagan", który ogarnia znaczną część jego pokoju, przez niego samego nazywanym "artystycznym nieładem". Jakby tego nie nazwać, burdel to burdel. Wracając jednak, zaraz zdjął swój długaśny sweter, rzucił go na krzesło obok i spojrzał w stronę leżącego na łóżku chłopaka, a dokładnie na trzymane przez niego lusterko. Momentalnie połapał dlaczego jest odchylone w niewłaściwą stronę i nie czekając długo, wyrwał je z łapek młodziaka, cicho przy tym wzdychając. - No, już, dość napatrzyłeś się na mój tyłek, czas na pracę. - mruknął, przygotowując maszynkę i inne potrzebne rzeczy. Po zadziwiająco krótkiej chwili usiadł obok Rina, nachylając się na nim. - Dobra, zaczynam. - powiedział cicho, powoli zbliżając igłę do skóry. - Ani mi się waż poruszyć albo zrobić coś równie gwałtownego, leż spokojnie i postaraj się odprężyć. - dodał zaraz, i chociaż sam wspomniał o zrelaksowaniu się, wiedział, że może być z tym mały problem. Pierwszy tatuaż, na dodatek duży. To na pewno będzie boleć.
Rin Twój Pan i Władca
Liczba postów : 35 Data dołączenia : 28/12/2014
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Sob Sty 17, 2015 12:40 am
Czy kusił? Stanowczo. O to właśnie mu chodziło. Był kusicielem i to wielkim niekiedy nie licząc się z konsekwencjami. Wątpił, aby Blaise był gwałcicielem. Jeśli tak już dawno by się do niego dobrał, albo dosypał czegoś do herbaty. Uznał brak jakiegokolwiek z tych czynników na zaproszenie, a skoro starszy lubił się droczyć nie ma sprawy. Rin miał już w swoim życiu wielu partnerów. Zaczął w wieku 16 lat, ale tylko drobne pieszczoty, wgłębianie się w temat, a w wieku 17 lat poszedł na całość. Spodobało mu się z chłopakiem i tak zostało. Do teraz przewinęło mu się wielu partnerów. Mimo młodego wieku miał całkiem spore doświadczenie nie tylko w samym seksie, ale i w różnych odbiegających perwersjach, no ale nikt o tym nie wiedział, poza Lazarusem… Nie powiedział mu wprost ale na pewno się domyśla. Nie czuł winy ze swoich czynów. Nie posiadał czegoś takiego jak sumienie, by potem go gryzło. Zapytany o wiek parsknął śmiechem. No dość wcześniej zapytał… -Spokojnie… Mam skończone 18 lat już od ponad roku.-pokręcił głową rozbawiony pytaniem, w sumie spodziewał się, że albo Blaise zapyta wcześniej, albo sobie to daruje. Poza tym nawet jeśli byłby niepełnoletni… Na pewno byłby w stanie zaoferować odpowiednią kwotę, by przekonać go do zrobienia tatuażu. Wszak nie poprosiłby Lazarusa o pisemną zgodę… Chyba se jaja robicie. Ma jednak skończone 18 i to powinno się liczyć. Obserwował przez lusterko wyczyny Blaisa. Wgapiał się w niego perfidnie, ale sam kusił, nie powinien Rintarou winić. Zawsze miał porządek w domu. Żadnego bałaganu. Nie lubił go, a i tak kot mu go robił. Sprzątanie po nim zaliczało się niekiedy do sportów ekstremalnych, jak Boga kocha coś kiedyś temu kotu zrobi, ale tak naprawdę to tylko tak marudził. Nie zabiłby żadnego stworzenia, nie wliczając w to ludzi. Nie zawahałby się pozbawić życia. Brat skutecznie wpoił mu brak sumienia i wrażliwości do istot ludzkich. Obiecał jednak Radzie w Bestat, że nikogo nie zabije, ewentualnie postrzeli w obronie własnej, ale nie zabije. Porządek musi być, a Gareki jest obserwowany. Nie dosłownie, ale każdy jego nabój jest oznaczony. Jedyna warunki jakie musiał przyjąć, by dostać się tutaj. W sumie nic wielkiego. Widząc jak starszy znalazł co trzeba odetchnął z ulgą i zamruczał cicho widząc jak zdejmuje sweter. Koszulka pod nim delikatnie się podwinęła ukazują zarys torsu chłopaka. Do tego te tatuaże. Naprawdę miał ich całkiem sporo na ciele. Podobały mu się, bo każdy był nietypowy. Gdy Blaise wyrwał mu lusterko (Jak on mógł?!) z jego wspaniałych łapek mruknął zrezygnowany… A było tak fajnie. Teraz bezkarnie nie mógł się na niego gapić. -Masz całkiem ładny tyłeczek…-ocenił krótko, niewinnie się uśmiechając. To była prawda, zresztą Rin zazwyczaj mówił prawdę. Nie lubił kłamać i brzydził się tym. Oparł brodę o ręce złożone przed sobą i wlepił wzrok w ścianę. Na kolejne słowa chłopaka tylko mruknął przygotowując się z góry na najgorsze. Słyszał, że plecy to wspaniałe miejsce na pierwszy tatuaż. Ponoć boli najmniej, ale hola, hola... Przecież Rin był masochistą… Wcale, a wcale mu ten ból nie przeszkadzał.
Blaise Zboczeniec z sąsiedztwa
Liczba postów : 60 Data dołączenia : 06/01/2015
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Nie Sty 18, 2015 3:22 pm
Robienie tatuażu zawsze wymagało i wymagać będzie dużego skupienia, niezależnie od tego ile siedzi się w tym fachu. Owszem, na początku jest to trudniejsze, jednak później nie staje się to na tyle proste, by tatuażysta mógł sobie pozwolić na totalne bezmózgowie. Cóż, przynajmniej każdy szanujący się tatuażysta. Blaise na swój sposób przywykł i nie miał większych problemów z wejściem w stan całkowitej koncentracji na danym zadaniu. Do dzisiaj. No bo do jasnej anielki, jak on miał być poważny, kiedy Rin zaczyna komentować jego tyłek, litości. Nie śmiej się, nie śmiej, wytrzymasz, dasz radę... Powtarzał sobie w myślach, jednocześnie zaczynając tworzenie tatuażu. Może nie bawiły go bezpośrednio same słowa chłopaka, tylko pewna absurdalność ich wypowiedzenia w danej sytuacji. Nie mogąc się powstrzymać, parsknął tylko cichym śmiechem. - Hah, wiem. - oznajmił nieskromnie, stwierdzając, że przecież nie ma za co dziękować. Co by nie było, chłopczyna nie zauważył czegoś, czego sam Blaise by nie wiedział. A nawet gdyby, nie on pierwszy mu to mówił, najpewniej też nie ostatni. - Ale hola, hola! Dlaczego temat nagle zszedł na mój tyłek? Jak ja mam pracować? - zapytał żartobliwie, zagłębiają cieniutką igłę raz za razem, idąc wzdłuż widocznego na skórze wzoru. - Pomówmy o czymś innym, na przykład... - zaczął, wycierając chusteczką tusz. - Jak się tu znalazłeś? W Bestat? - to pytanie chodziło za nim już od jakiegoś czasu, był zwyczajnie ciekawy do jakiej grupy może należeć ten dzieciak? Biorąc pod uwagę to co wcześniej mówił odnośnie pieniędzy, Blaise zakładał, że obaj trafili w to miejsce w ten sam sposób - za pomocą odpowiedniej sumy zielonych. Czy czarnowłosy się tego jakoś szczególnie wstydził? A gdzie tam, koło dupy mu latało czy ktoś pomyśli sobie o nim coś złego z tak błahego powodu. Żeby on jeszcze zrobił coś nieodpowiedniego, ale jedynym zarzutem ludzi "anty-beta" był fakt, że ci skorzystali ze swojego majątku. Pomijając już samo to, że niektórzy zachowywali się jak totalne buce, ale tak naprawdę zawsze znajdzie się taka osoba w każdej z obecnych w Bestat grup. Blaise nigdy nie przepadał za wpychaniem wszystkich do jednego wora, tylko z powodu zachowania pewnej jednostki. Co to był za rachunek? On sam najczęściej nie ocenił innych po tym jak wyglądają czy przez pryzmat tego, co ktoś powiedział na ich temat, wolał daną osobę poznać osobiście i samemu i ocenić jaka jest. Z wielką chęcią chciałby liczyć na coś podobnego, miał jednak świadomość, że to mało prawdopodobne. Niby postęp, niby tolerancja i ogólna akceptacja wszystkiego "co inne", a jednak nic się nie zmieniło i dalej stoi w miejscu, nie zamierzając ruszać choćby jeden, cholerny milimetr. Świat zmierza do przodu, tylko ludzi momentami zdawali się nie móc strawić tego faktu na tyle, by się do tego po prostu przyzwyczaić. Chwała, Bestat wykraczało poza ciemnotę, robiąc pierwszy krok w kierunku nowego. A w tym wszystkim Blaise, który właśnie porwał wcześniej założoną, silikonową rękawiczkę. - Jasna cholera! – wymsknęło mu się, kiedy musiał odłożyć sprzęt i podnieść swoje łaskawe cztery litery, coby znaleźć nową parę w szufladzie. W międzyczasie zerknął na dzieciaka, swobodnie wyciągniętego na łóżku. - No i jak? Mocno boli, przeżyjesz? – mruknął, naciągając na długie palce czarne rękawiczki i wziął nową chusteczkę z małego pudełeczka na szafce. Zaraz wrócił na swoje miejsce i dopiero w tym momencie zorientował się, że jego koszulka odrobinę się zadarła, odsłaniając niepotrzebnie kawałek brzucha. Jak on mógł tego wcześniej nie zauważyć? Momentalnie poprawił materiał, cicho wzdychając. No tak, teraz słowa Rina wcale nie wydawały się takie absurdalne, biorąc pod uwagę wygląd czarnowłosego przez ostatnie trzydzieści minut. Banan. Totalnie niemyślący banan.
Rin Twój Pan i Władca
Liczba postów : 35 Data dołączenia : 28/12/2014
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Sob Sty 24, 2015 2:45 am
Rin postanowił już nie rozpraszać chłopaka. Bądź co bądź nie chciał mu utrudniać pracy, którą i tak musiał wykonać. Stwierdził więc, że ograniczy się do własnego minimum na czas tworzenia. Przymknął oczy oczekując na ból i jedyne co robił to cicho nucił sobie coś pod nosem. Na potwierdzenie Blaise’a zaśmiał się cicho, ale nie drążył już tematu. Nie teraz, nie czas na to… Choć wcale, by mu to nie przeszkadzało. Słysząc żartobliwe pytanie musiał parsknąć śmiechem i kątem oka zerknąć na niego. No po prostu była to siła wyższa. Czując jednak igiełki zagryzł delikatnie wargi odwracając do niego wzrok. Wiedział, ze to się tak kurwa skończy. Poszedł sobie robić tatuaż, a jest pieprzonym masochistą. Mógł wcześnie założyć jaki ten ból będzie i jakoś się na niego przygotować, ale nie myślał o tym wcześniej. Nie w takich kategoriach. Z trudem westchnął próbując skupić się na jego pytaniu. -Jestem w grupie Alf i to powinno ci wytłumaczyć jakim cudem się tu znalazłem… Sznureczki i jeszcze raz sznureczki. Wystarczyło pociągnąć za odpowiednie, jednak powiem ci, że to był mój kaprys... Sam chciałem się tutaj dostać, a z drugiej strony oni chcieli mnie tu...-odparł spokojnie głosem choć na ostatnie słowa lekko mu się załamał. Naprawdę powstrzymywał się, by nie jęknąć i nie zwrócić na siebie zbytniej uwagi. Gareki nie wyobrażał sobie bycia w innej grupie. Zawsze był najlepszy i żądał tego samego od reszty. Tutaj otrzymał swój szacunek i ma znajomości z innymi przedstawicielami tejże kasty, ale rzadko z kimkolwiek utrzymuje kontakt. Był raczej typem samotnika. Nie potrzebował nikogo blisko siebie, uważając innych za słabość i masę wyrzeczeń. Cud, ze Lazarusa jeszcze miał Był pewien, że ten odpuści sobie po tygodniu góra dwóch jak reszta, a tu proszę. Nieźle się chłopak trzyma. Musiał nieźle mu jego stary zapłacić, by teraz użerał się tak z Rinem. Dobrze wiedział jaki jest i wcale się tego nie wstydził. Mógłby zachowywać się inaczej, ba, matkę szanuje na tyle, że nie odważy się jej nawet pyskować. Przy niej jest całkowicie innym człowiekiem. Słysząc jednak przekleństwo tatuażysty wyrwał się z zamyślenia i odetchnął z ulgą czując jak na chwilę przerywa. Oj tak. Cieszył się z tego. Nie chciał przecież jęczeć mu tutaj załatwić swoją sprawę. Kij z tym, że zajmie to sporo czasu. -Taaaa….. Jakoś się trzymam…-zaśmiał się blado odwracając głowę w drugą stronę tak by na niego nie patrzeć. Słysząc jak wzdycha domyślił się w końcu o co Rinowi chodziło… A szkoda, bo widoki były całkiem ciekawe choć… W tym momencie Rin wolał ich sobie oszczędzić. Dla swojego i Blaise'a dobra.
Blaise Zboczeniec z sąsiedztwa
Liczba postów : 60 Data dołączenia : 06/01/2015
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Sro Sty 28, 2015 12:33 pm
Zastanawiał się przez chwilę czy nie zadał przypadkiem pytania zbyt osobistego czy na tyle niewygodnego, że nadzwyczaj wygadany Rin po prostu zamilkł. Co prawda, dzięki temu mógł w końcu pracować w ciszy i spokoju, jednak milczenie na dłuższą metę także nie było najlepszym rozwiązaniem. Wygodne dla obu panów byłoby znalezienie złotego środka, wtedy atmosfera nie jest za ciężka, ale również nie ma niepotrzebnego harmideru. Za chwilę jednak, słysząc znowu ten pewny siebie ton głosu dzieciaka, uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę z totalnej absurdalności swoich poprzednich przemyśleń. No bo w końcu, kto jak kto, ale ten wyszczekany chłopczyna miałby się w jakikolwiek sposób krępować? Znał go co prawda od dzisiaj, a jednak to w jakiś sposób już mu nie pasowało do młodego. Tak samo zresztą, jak treść jego wypowiedzi, którą Blaise przyswoił dopiero po pewnym czasie. Miał ochotę przerwać pracę, zastanawiając się czy na pewno dobrze usłyszał. On? W alfie? O ile dobrze się orientował, grupa ta była przeznaczona dla tych "wybranych", "ważnych" i tak dalej można by wymieniać w nieskończoność. Nie sugerował wcale, że Rin nie mógłby taki być, jednak chłopak wydawał mu się zwyczajnie za młody na takie stanowisko. Dobra, co prawda nie wiedział ile ten dokładnie ma lat, ale litości, nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia, Stratford był tego pewien. A on, nie wiedzieć czemu, zawsze wyobrażał sobie, że ci z góry, wyglądając jak (bez urazy) stare pryki, brodaci dziadkowie albo przynajmniej panowie w co najmniej średnim wieku, a tu coś takiego. Może nie był tą sytuacją zmieszany, co po prostu zdziwiony. W końcu, kto by nie był? To trochę jak zobaczenie czternastolatka w szeregach włoskiej mafii, normalnego człowieka to zwyczajnie szokuje. Blaise jednak zachował zimną krew, nie pokazując po sobie ani nie wyrażając w żaden sposób uczuć, które obecnie nim targały i dalej kontynuował swoją pracę. - Oho, czyli mam do czynienia z szychą, co? - powiedział żartobliwym tonem, coby atmosfera nagle nie zgęstniała. Cóż, klient jak klient, czarnowłosy nie zamierzał traktować go jakoś inaczej tylko z powodu jego przynależności do danej grupy. Nadal był człowiekiem, jak Blaise i tysiące innych ludzi w Bestat. Zresztą, czy tatuażyście się zdawało, czy przypadkiem Rinowi nieco zadrżał głos pod koniec jego wypowiedzi? Jakoś jego potwierdzenie, że trzyma się dobrze nie brzmiało zbyt przekonująco, ba, Stratford mógłby przysiąc, że młody usilnie się przed czymś powstrzymuje. Czyżby miał aż tak słabą odporność na ból? - Jakoś, mówisz? Nie wydaje mi się, na pewno wszystko w porządku? Wiesz, możemy zrobić sobie przerwę jak tylko skończę kontur. - zaproponował, ponowie raz za razem zagłębiając ostrze w skórze. Cóż, niestety nie mógł za wiele poradzić na ból, było to niestety zło konieczne przy robieniu tatuażu, które przechodził każdy, kto chciał mieć dziarę, w tym sam Blaise. Naprawdę rzadko zdarzało się, aby ktoś zażyczył sobie znieczulenia, było z tym za dużo roboty i ogólnie praca znacznie bardziej się wydłużała. W ciągu całej kariery czarnowłosego, chyba tylko jedna osoba poprosiła o to, na dodatek dawno temu. Zresztą, niektórzy ten ból lubili, często jest dla ludzi uzależniający, coś jak nałóg nikotynowy czy alkoholowy, tylko trochę mniej inwazyjny, nie będący tak szkodliwy dla zdrowia. Jednak dalej nałóg, na swój sposób. Po dobrych dwudziestu minutach część pracy była gotowa, teraz Blaise musiał tylko zmienić ostrze, by zacząć w końcu robić pióra. - Dobra, masz chwilę dla siebie, ja idę ogarnąć sprzęt. - mruknął, powoli wstając z miejsca. Wyciągnął się niczym leniwy kocur, rozprostowując wszystkie kończyny, nieco zesztywniałe od przebywania w jednej pozycji. Następnie zaczęła się wielka krzątanina po całym pokoju, co przypominało trochę podchód gosposi domowej, sprawdzającej czy wszystko się zgadza. Ta, nie ma to jak zrobić dobre wrażenie na kliencie, organizacja full wypas. No ale! Liczył się przecież efekt końcowy i tego właśnie Blaise się trzymał. Bardzo mocno.
Rin Twój Pan i Władca
Liczba postów : 35 Data dołączenia : 28/12/2014
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Czw Sty 29, 2015 4:49 pm
Rin i uczucie skrępowania? Nigdy tego nie doświadczył. Nie znał takiego uczucia, jak i winy. No po prostu się nie dało. Był wychowywany na dumnego członka klanu i jednej z najbardziej wpływowych rodzin w Japonii. Było mu wpajane, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Masz pieniądze, masz wszystko. Całym światem rządził pieniądz. Rin miał ich tyle pod dostatkiem, że nie musiał się o nic martwić do końca swojego życia. Nie. Nie inwestował w organizacje charytatywne. Gówno go tak naprawdę obchodziły. On nie miał empatii. Był idealnym przykładem rozpieszczonego dziecka, które nie ogranicza się w niczym. Wiedział, że na pewno Blaise myślach, że ściemnia z tą Alfą. Wielu uważało to za coś niedorzecznego, by tak młoda osoba była w tej grupie z największymi przywilejami. Ha! Jak świat potrafi zadziwić… I to nie raz. Rin wiedział, że jest ich więcej. Za ich miał namyśli osoby w tak młodym wieku jak on w tejże grupie. Nie był sam, a było ich wielu. Może nie tak wielu jak reszty plebsu, ale wystarczająco by mieć do kogo zagadać. -Tak, a żebyś wiedział… Jak wrócę do domu to pewnie mi się oberwie, że nie powiadomiłem swojego ochroniarza o moim małym zniknięciu, ale oczywiście było to zamierzone… Inaczej byłoby nudno-stwierdził cicho wzdychając. Nie lubił monotonii, a był masochistą więc na małe lanie mógł się zgodzić. Specjalnie go ostatnio prowokuje, by dostać, a wyprowadzić Lazarusa z równowagi było naprawdę ciężko… Musi być ten pierwszy raz. -Jakoś to znaczy nie najgorzej…-nadal starał się trzymać ton głosu na w miarę równym poziomie. Ból jednak stawał się nie tyle co nieznośny, a zbyt przyjemny. Stanowczo nie wróżyło to dla niego nic dobrego. Zacisnął dłoń w pięść skupiając się na czymś innym. Ot tak, by po prostu nie wydobyć z siebie pewnego niechcianego odgłosu. Znieczulenia nie chciał, bo jakąś babą nie jest. Bólu się nie boi i nie przeszkadza mu on. Oczywiście są granice, które przekroczone wcale nie przynoszą Rinowi przyjemność, ale ten ból stanowczo mieścił się w skali. Odetchnął z ulgą gdy Blaise musiał zaprzestać swojej roboty. Chwila stanowczo mu wystarczyła, by się uspokoić. Wraz z bólem odeszła mglista przyjemność więc przeciągnął się delikatnie na łóżku zamykając swoje oczy. Mógł wybrać mniejszy tatuaż… Ale jego ego mu na to nie pozwoliło. Wolał raz, a dobrze zrobić co trzeba, poza tym wątpił, by zgodził się na kolejny tatuaż. Po pierwsze jego ciało było zbyt idealne, po drugie nie miał zielonego pojęcia co mógłby sobie jeszcze zrobić. Może kiedyś go natchnie, ale stanowczo świecące tatuaże wydawały mu się najatrakcyjniejsze. Leżał sobie grzecznie na łóżku w oczekiwaniu na kontynuowanie pracy gdy nagle coś mu się przypomniało. -Etto…. Mógłbym prosić coś do picia? Woda wystarczy…-otworzył oczy kierując je na chłopaka, który krzątał się pokoju. Zachichotał na to cicho, bo wyglądało to zabawnie, ale nie był to śmiech złośliwy…
Blaise Zboczeniec z sąsiedztwa
Liczba postów : 60 Data dołączenia : 06/01/2015
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Sob Sty 31, 2015 1:54 am
Wcale nie było tak, że Blaise nie wierzył swojemu młodemu klientowi, w jego opowieści o przynależności do alfy i tak dalej, był tylko zwyczajnie tym faktem zdziwiony, ot co. Spodziewał się innej odpowiedzi, dlatego też na początku miał niejakie wątpliwości co do prawdomówności Rina, po dłuższym jednak zastanowieniu jego "podejrzenia" wydawały mu się całkiem bez sensu. W końcu litości, jaki chłopak miałby interes w okłamywaniu czarnowłosego? Tatuażysta w swojej głowie nie mógł się doszukać żadnego, więc darował sobie dalsze drążenie tematu. I byłby zapomniał o tym, że w ogóle zadał podobne pytanie, gdyby nie słowa młodziaka, wyprowadzające mężczyznę z chwilowego otępienia w jakie akurat zapadł. Treść wypowiedzi jakoś go już szczególnie nie szokowała. Ochroniarz? Do tego osobisty? Pff, a co to było? Biorąc pod uwagę status Rina, najwidoczniej nic dziwnego. Dla Stratforda za to, temat ten był idealnym pretekstem do tego, by zacząć wielką burzę myśli w głowie. To nie tak, że wcześniej o czymś takim nie słyszał. Cyrille miał wielu wpływowych znajomych, którzy na coś podobnego mogli sobie pozwolić, aczkolwiek Blaise nigdy nie był w stanie zrozumieć tej „mody”. Momentami była to dla niego swego rodzaju zachcianka bogaczy, bo niektórym osobisty ochroniarz nie był wcale potrzebny. Nie było tu mowy o osobach faktycznie potrzebujących tak zaawansowanej ochrony, no ale kiedy kogoś takiego wynajmuje całkowicie nieznana, nowobogacka panna to wtedy można już mówić o czystej przesadzie. Jak było z Rinem? Cóż, kto wie. Blaise nie znał go na tyle dobrze, by z czystym sumieniem stwierdzić, że potrzebuje on ochrony godnej papieża, jednak niczego też nie wykluczał. Myśląc o tym wszystkim, automatycznie spojrzał w kierunku młodego. - No to patrz, żeby mnie nie oskarżyli o porwanie albo coś jeszcze gorszego, bo zaszyłeś się w moim domu na parę godzin. Nie masz żadnego chipu, co? - zażartował, dalej kontynuując swoje poszukiwania, tym razem w szafce obok lustra. Najpierw tylko się schylił, naiwnie myśląc, że ta część maszynki, której akurat potrzebuje, sama wpadnie mu w ręce. O nie, to nie mogło być tak proste i szybkie, nie w przypadku tego pana. Musiał w pierwszej kolejności poprzewracać większość rzeczy w szufladzie, do momentu, kiedy poczuje, że jeszcze trochę i go krew zaleje. Zniechęcony, oderwał się na chwilę, słysząc Rina i jego nędzną próbę przekonania Stratforda (i chyba samego siebie), że dobrze się trzyma. Próbę, bo nie wiedzieć czemu, Blaise średnio mu wierzył. To była chyba kwestia tego, jak dziwnie brzmiał jego głos, czarnowłosy nadal miał nieodparte wrażenie, że ten stara się coś ukryć. - No dobrze, dobrze, tylko mi na tym łóżku nie padnij... Ałł! - przerwał w pół zdania, czując przeszywający ból, rozchodzący się powoli z dołu pleców aż po samą szyję. No tak, za długo się zginał, a oto efekt. Zaklął chicho pod nosem, czując się jak stary pryk i zaraz usiadł po turecku, w miarę wygodnie usadawiając swoje cztery litery na podłodze, a przynajmniej tak mu się wtedy wydawało. Gdy w końcu znalazł to, czego tak uparcie szukał i przyszło się wstawać, nieprzyjemny ból powrócił. Podnosił się z parteru powoli, z prędkością godną dziadka w podeszłym wieku i gdyby nie obecność gościa w pomieszczeniu, kląłby wniebogłosy, oświadczając sąsiadom z dołu swoje wielkie niezadowolenie. Oczyścicie nie okazywał tego zanadto i Rin miał szczęście, że był klientem, inaczej dostałby złością czarnowłosego prosto w twarz. A tak, zwykła prośba o wodę momentalnie uspokoiła wewnętrznie Blaise'a i sprowadziła do pionu, przypominając, że ma coś do zrobienia. - Nie ma problemu, mi też się przyda. - mruknął, kierując się do kuchni. W międzyczasie zastanawiał się, co to był za zwrot na początku wypowiedzi młodego. Etto? Powtórzył w myślach, ciekawy czy to jakiś wyraz? Wtem oświeciło go, że coś takiego wykorzystuje się przecież w japońskim. Kiedy wrócił do pokoju z dwoma szklankami, raz jeszcze dokładnie zlustrował chłopaka. No tak, dlaczego wcześniej nie zwrócił na to uwagi? Rin miał typowo azjatyckie rysy twarzy, każdy głupi by się domyślił. - Rin, jesteś z Japonii, prawda? - zapytał, podając mu wodę. Było to może nieuprzejme, jednak Blaise nie zwracał na to większej uwagi, chcąc po prostu potwierdzić swoje przypuszczenia. Zresztą, chłopak nie wydawał mu się osobą, mogącą obrazić się za podobne pytanie. Cóż, oby.
[Przepraszam, post totalnie z dupy, dziś jakoś pisanie mi nie idzie... D:]
Rin Twój Pan i Władca
Liczba postów : 35 Data dołączenia : 28/12/2014
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Wto Lut 03, 2015 1:34 am
Rin rzadko kłamał. Nie stosował tego zabiegu. Może zatajał prawdę i nie mówił wszystkiego, ale nie kłamał w żywe oczy, no chyba, ze miałoby mu to przynieść znaczne korzyści. Tak. Gareki jest materialistą i wcale się tego nie wstydzi. Jest człowiekiem nie wierzącym, z powodu swojego jakże ścisłego i naukowego umysłu. Nie wierzył też w duchy i inne zjawiska nadprzyrodzone… No po prostu nie mogą one mieć miejsca, wszystko da się wytłumaczyć. Niestety Rin zdaje sobie znakomicie z tego sprawę, ze potrafi wpieniać ludzi do tego stopnia, ze vi mają ochotę go pobić… Nie żeby nie dał sobie z czymś takim rady. Trenował sztuki walki i obrona przed grupką ludzi nie stanowi dla niego problemu. Chłopak mianowicie nie lubi brudzić sobie rąk. Tylko w ostateczności lub dla przyjemności. Wspomniałem wcześniej, że Rin to morderca? Możliwe, że się przewinęło… Mianowicie nie ma on sumienia. Tak został wychowywany, matka w tym maczała swoje palce, w końcu była świetną zabójczynią więc postanowiła przelać swoje umiejętności na syna… Mniejsza o to, ze ojcu na dłuższą metę zaczął brak sumienia Rina trochę irytować. Zaczął posyłać zbyt dużą ilość ludzi do piachu… Został uziemiony, a jedynym wyjście okazał się Bestat. Tutaj miał ochłonąć i się uspokoić, i całkiem nieźle mu idzie. -Raczej nie mam, bo już dawno, by pojawił się tutaj Laz… Jak widzisz jesteś bezpieczny…-uśmiechnął się delikatnie, choć w otoczeniu Rina nie było osoby bezpiecznej. Blaise po prostu nie wie kto w jego domu akurat się znajduje i prędko się nie dowie. Dane o Rinie są pilnie strzeżone… Wszelkie winy wybaczone… Tutaj ma czystą kartę. -Ja? Paść? Martw się o siebie… Ja się nie rozpadam…-odparł zgryźliwie delikatnie śmiejąc się pod nosem. Gareki utrzymywał kondycję i to bardzo skrupulatnie. Jego ciało było okazem zdrowia i prawie nigdy nie chorował chyba, ze na własne życzenie więc bawił go troszkę starszy. Więcej ruchu by mu nie zaszkodziło. Widział jak Blaise powstrzymuje się od puszczenia soczystej wiązanki przekleństw dotyczących tego jak bardzo w tym momencie cierpi… Oj Rin miałby ubaw słysząc to, ale cóż… Musiał zadowolić się grymasem bólu. Obserwował go jak idzie do kuchni i po chwili wraca do pokoju. Wziął do niego szklankę i napił się odkładając na szafeczkę obok łóżka. -Hmmmmm? Aż tak widać?-zaśmiał się ironicznie-Tak. Jestem. A co?-ułożył się wygodnie czekając aż Blaise wróci do tworzenia tatuażu. Naprawdę niecierpliwił się efektów, a już chciał go zobaczyć. Pieprzył już ból i wszystko inne. Jego próg bólu zaczynał się na ranach kłutych i postrzałowych więc całkiem wysoko, a i wtedy nie paraliżował go.
Kira Jinchūriki
Liczba postów : 8 Data dołączenia : 24/01/2015
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Sob Lut 07, 2015 10:08 am
Czemu pojawił się na tym zadupiu? Dobre pytanie. Wręcz genialne. Zero dobrej jakości hotelu. Nie wspominając już o restauracjach a o o kurwach na odpowiednim poziomie nawet nie ma co marzyć. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Za spokojnie, zbyt prowincjonalnie i ospale. To jak przedmieścia czegoś gdzie nawet szatan nie zagląda bo by zdechł z nudów. Więc co ktoś tak zajebisty jak Kira tu robił? Zastanawiajcie się dalej... ktoś miał nadzieję, że powiem czemu? Ojej. Biedactwa. Prawie mi was szkoda. Tak prawie prawie, że aż wcale. Miasto miastem. Jak więc w tym nudnym zaspanym i intencjonalnym bardzo łatwo było kogoś znaleźć, o ile wiedziało się kogo trzeba spytać, a Kira doskonale wiedział do których drzwi należy zapukać by mieć to czego pragnął. Rin. Maleństwo siedziało sobie gdzieś w tym mieście. Oczywistym jest, że najpierw sprawdził jego mieszkanko. Ba, nawet dowiedział się, gdzie się szlaja jego leniwy ochroniarz. Zamiast pilnować Rina podrywał w restauracji kogoś tam. Ach ta dzisiejsza ochrona. Zero polotu i ambicji. Byle tylko odwalić fuszerkę a jak dojdzie do czegoś złego to oni tacy biedni i to nie ich wina. To nie co kiedyś, że ochrona się starała i miało się pewność, że stanie miedzy swym klientem a nadlatującą kulą. Dziś pewnie wielki pan ochroniarz ukrył by się gdzieś udając, że nie istnieje i wyszedł dopiero jakby miał pewność, że wszystko jest ok. Tak więc Kira wiedział doskonale gdzie nie jest braciszek. Wykonał parę telefonów. Namierzanie karty brata, jego telefonu, samochodu... błagam, przecież wszystko teraz ma w sobie elektronikę. Nikt dziś nie jest anonimowy jeśli wie się co, gdzie, kiedy i jak trzeba zrobić, lub do kogo zadzwonić. Adres, dokładne daje osoby u której siedział braciszek, a sam dojazd do tego miejsca był po prostu formalnością. Wszedł cicho do mieszkania. Z czego słowami klucz będą cicho i wszedł. Jego ochrona rozwaliła drzwi i wyglądało to odrobinę jak wejście oddziału antynarkotykowego do mieszkania, mającego być co najmniej hurtownią prochów. Trzech ochroniarzy bowiem Kira lubił otaczać się seksownymi facetami. Ot taki kaprys plus wymogi tatusia by jego synkowi jednak nic na tym zadupiu się nie stało. W końcu miał być nadzieją dla rodzinnego "interesu" prawda? Podszedł szybko do chłopaka robiącego tatuaż i zimnym, pozbawionym emocji głosem wypowiedział słowa, przystawiając mu broń do skroni. -Nie interesuje mnie czy jesteś kopciuszkiem, królewną śnieżną czy inną dupodajką z bajki. Masz kwadrans by skończyć inaczej twój mózg pozna z detalami strukturę tej ściany. Łapiesz słodka aluzję? - nie miał zamiaru być miły, ba, nawet by mu to nie wyszło pewnie. Chciał zabrać z tej meliny brata i porozmawiać z nim bez świadków. Ignorując całkowicie chłopaka, któremu przykładał broń do skroni popatrzył na brata i uśmiechnął się złośliwie. -No no no no Rinininiątko takie wkurwione. Tak bardzo mnie nienawidzi i chce zamordować. Ojeju bo się zacznę bać jeszcze. No patrz jak się boję... - ironia była tak wyraźna, że nawet idiota by ją zauważył a przecież Rin głupi nie był. Wpatrując się w brata uderzył lekko tatuażystę w tył głowy dodając lodowatym tonem głosu. -Tak jakbyś planował... nawet nie myśl o tym by mi pyskować. Mam wielką ochotę kogoś dziś zabić, nie bądź idiotą i nie otwieraj ust. - mówił to na tyle spokojnym i można rzec, śmiertelnie poważnym tonem głosu, iż nie dało by się mieć nadziei na to, że żartuje. Zabijał, będzie to robił nadal i nie, on nie potrzebuje powodu by nacisnąć na spust. Jeśli chłopaczek chce się przekonać czy piekło i niebo istnieją, śmiało, może zacząć dyskutować. Reklamacje jednak nie będą przyjmowane.
Blaise Zboczeniec z sąsiedztwa
Liczba postów : 60 Data dołączenia : 06/01/2015
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych) Sob Lut 07, 2015 7:17 pm
Laz? Brzmiało to dosyć dziwnie, dlatego Blasie domyślił się, że jest to najpewniej skrót do imienia tego całego ochroniarza. Wzmianka o chipie była oczywiście formą żaru, chociaż w sumie nie zdziwiłby się gdyby Rin faktycznie miał coś takiego, biorąc pod uwagę to co wcześniej mówił o swojej pozycji. Nie ciągnął jednak tematu dalej, zwyczajnie nie czując takiej potrzeby. Przez chwilę zastanawiał się tylko, dlaczego ktoś taki przyszedł akurat do niego, który jeszcze nie ma w Bestat własnego salonu. Nie żeby wątpił we własne umiejętności, jednak to trochę go dziwiło. Co więcej, Rin zdawał się być zadziwiająco normalny. Być może to tylko gra pozorów, a chłopak jest całkiem inny, aczkolwiek Stratforda mało to obchodziło dopóki dobrze się dogadywał ze swoim klientem, gdzie w tym przypadku na pewno tak było. Wynikało to między innymi z tego, że oboje żartowali i mieli dystans do siebie. Nawet kiedy młody zgryźliwą uwagą dopiekł czarnowłosemu, ten tylko lekko się zaśmiał. Chcąc nie chcąc, było w tym ziarnko prawdy, co mężczyzna poczuł pijąc wodę praktycznie za jednym razem, jakby ktoś miał mu tę szklankę zaraz zabrać. Może po prostu faktycznie już się rozpadał, a może zwyczajnie zbyt długo nie miał nic w ustach, kto wie. Odchrząknął cicho, łapiąc się na tym, że znowu za bardzo odpłynął i nie czekając długo chwycił maszynkę, chcąc kontynuować pracę. - Haha, nic, nic, tylko zapytałem. - mruknął z uśmiechem, schylając się nad plecami chłopaka - Wiesz, miałam kiedyś kolegę, który... - zaczął i już miał przyłożyć ostrze do skóry, kiedy nagle usłyszał głośny trzask dochodzący ze strony korytarza. Automatycznie odsunął rękę i odwrócił głowę, marszcząc przy tym nieznacznie małe brwi. - Co do chuja... - wymsknęło mu się, za co skarcił się w myślach, bo przecież przy klientach starał się ograniczać swoje wulgarne słownictwo. Miał właśnie wstać, żeby sprawdzić co się stało, niespodziewanie jednak w drzwiach pojawił się nieznany mu mężczyzna. Zmarszczył brwi jeszcze bardziej, kiedy nieznajomy na chama wparował do środka, przykładając mu do głowy lufę i zaczął rzucać groźbami na prawo i lewo, niczym gangster wzięty z tych tanich filmów akcji. Blaise nie był o tyle przestraszony i zdziwiony, co zwyczajnie wkurwiony. Koleś, którego nawet nie zna, ot tak sobie przyszedł i mu nasyfił w mieszkaniu. Słysząc później w jaki sposób zwracał się do Rina, wywnioskował, że najpewniej się znali i, że to on jest powodem całego tego zamieszania. No to masz ci los, wykrakał. W mig pożałował wcześniejszych myśli o tym, jaki to młodziak normalny, fajny i więcej takich klientów. A tfu, nigdy w życiu, koniec roboty w domu! Może nie przejąłby się tym wszystkim tak bardzo, gdyby na samym wkroczeniu i wyzwiskach się skończyło, jednak czarę goryczy przelało uderzenie go w tył głowy. Cholerna jasna, tego było już za wiele! Cicho, dasz radę, uspokój się... Powtarzał w głowie, chcąc trochę ochłonąć. Spojrzał mężczyźnie prosto w oczy i nadal trzymając w ręku maszynkę (coby się nią w razie czego bronić), wstał, jednocześnie drugą ręką odsuwając pistolet od swojej skroni. Jak się okazało, byli prawie tego samego wzrostu i przeciwnik nie był już taki wielki, jak mu się to wydawało z pozycji siedzącej. Zmrużył lekko tęczówki, nie spuszczając wzroku z agresora i skrzyżował ręce na piersi, dumnie wpinając klatę do przodu. Miał wielką ochotę mu nawrzucać, powyzywać i jeszcze dać w pysk, jednak powstrzymał się, wiedząc, że w obecnej chwili nie byłoby to zbyt rozważne. Westchnął jedynie i odwrócił się w stronę Rina, rzucając mu spojrzenie pełne wyrzutu. Gdzieś tam w głębi wiedział, że nie powinien go obwiniać, Blaise jednak zwyczajnie czuł potrzebę zwalenia tego wszystkiego na kogoś, obarczenia winą za to tanie show i pulsującego guza na głowie. Dlaczego to musiało spotkać właśnie jego, za jakie grzechy taka kara? - Nie ma mowy skończyć to w kwadrans, potrzeba jeszcze paru godzin. - zaczął spokojnie, podchodząc do szafy, skąd wyjął potrzebne rzeczy i wrócił do chłopaka. - Wydaje mi się, że dokończymy to innym razem, nałożymy Ci tylko foliowy opatrunek, żeby nie weszło żadne zakażenie. - powiedział beznamiętnie i nie czekając długo, zabezpieczył całą powierzchnię zaczętego tatuażu. Kiedy skończył, poklepał chłopaka po ramieniu i podał mu jego rzeczy. - Nie zdejmuj go co najmniej przez dwanaście godzin, z pieniędzmi rozliczymy się później, teraz tylko zabierz swojego kolegę i wyjdźcie z mojego domu. - mruknął krótko i na temat, chcąc żeby cała ta nieciekawa sytuacja skończyła się jak najszybciej. Naprawdę mocno się powstrzymywał, żeby nie wykrzyczeć "wypieprzać z mojego mieszkania", jednak on w przeciwieństwie do niektórych miał jeszcze trochę zdrowego rozsądku. Nie czekając nawet na reakcję młodego, wstał i wymijając goryli stojących przy drzwiach, udał się do kuchni. Tam wyjął z lodówki lód i wódkę, jedno przyłożył sobie do głowy, drugie wziął pod pachę. Tak, to był ciężki dzień, zdecydowanie za ciężki. Planował iść jak najdalej stąd i spić się w cztery dupy, bo chyba już nic gorszego nie mogło go dzisiaj spotkać. Ruszył więc w stronę wyjścia, narzucając na siebie czarną kurtkę i białe glany, po czym zaraz opuścił mieszkanie. Nie musiał martwić się otwartymi drwami, w końcu już ich nie miał.
[z.t.]
Sponsored content
Temat: Re: Mieszkanie na ostatnim piętrze (strych)