Cornel Wyciszacz Smutków
Liczba postów : 42 Data dołączenia : 27/12/2014
| Temat: Cornel Louis Newton Wto Gru 30, 2014 11:47 am | |
| Cześć. Nazywam się Hector i niegdyś miałem pewne problemy z psychiką. Rodzice zapisali mnie do psychologa, chociaż miałem wtedy już siedemnaście lat, więc byłem prawie pełnoletni. Lecz od pierwszego razu... Kiedy ujrzałem mojego psychologa chodziłem do niego zawsze po szkole. Polubiłem tego gościa od pierwszego wejrzenia... Dziś mogę stwierdzić, że to nie była jedynie przyjaźń. Po trzech miesiącach regularnego odwiedzania jego gabinetu rozmawialiśmy już jak starzy znajomi ze studiów. Jako jedyny nie traktował mnie jak dzieciaka. Pozwolił mi siebie poznawać, nie zatrzymywał mnie przed niczym. Zezwalał mi na wszystko, co uważał za coś co mogłoby mi pomóc w nauce okazywania uczuć oraz integracji. Miał anielską cierpliwość do mnie, zdawał się rozumieć każde moje słowo, każdy gest... I uśmiechał się tak ciepło. Jego imię brzmiało Cornel, a na drugie miał Louis, zaś jego nazwisko to Newton. Tak, gabinet Pana Newtona był bardzo popularny w mieście, ale i tak rzadko miewał klientów. Krążyły niegdyś pogłoski, że wystarczy jedna wizyta aby wyzbyć się swoich problemów i rozpocząć życie na nowo. Ja jednak na tyle go polubiłem, że nie potrafiłem przestać go odwiedzać. Był dla mnie istnym nałogiem. Szybko przeszliśmy na "ty", a nawet pozwalał mi mówić do siebie zdrobniale - Nel lub Corny. Kiedyś opowiadał mi, że gdy był w moim wieku, bardzo się zakochał. Zakochał w niejakim Tristanie, który był od niego starszy. Z tego wywnioskowałem, że Cornel musi być homoseksualny. Nie przeszkadzało mi to - a jak się później okazało - wręcz przeciwnie. Jego pozycja w związku? Nie zachowywał się typowo dla którejś z nich. Mogę śmiało i bez wątpliwości przyznać, że to totalny switch. Z zawodu oczywiście psycholog. Mogłem go śmiało ochrznić jako Wyciszacz Smutków, taka jakby ranga. Mówił mi kiedyś, że jest jedynakiem .Jego mama dostała zawału i zmarła , a ojciec pracuje w swojej korporacji. Obliczałem ostatnio jego wiek. Kiedy jeszcze się widywaliśmy, miał lat 23. A nie widzieliśmy się od trzech, zatem teraz ma dwadzieścia sześć. Urodził się... Hm, z tego co pamiętam to pierwszego dnia ostatniego miesiąca. Od urodzenia mieszkał w Nowej Zelandii, tak jak ja zresztą. Do Bestatu dostał się gdy jeden z jego pacjentów - Baldric, miejący wtedy lat 16 wygrał konkurs. No i zaciągnął go tam ze sobą. Podobno mieli romans, lecz Cornel nigdy nic mi nie powiedział na ten temat. Bał się oskarżenia o pedofilię, tak sądzę. Dostałem od niego maila, te trzy lata temu, kilka dni po tym jak dotarli do tego przedziwnego miejsca. Grupowano ich wszystkich, sortowano jak warzywka... On trafił do delty, jako opiekun. Cornel nie był gigantem, lecz niski też nie był. Na oko miał troszkę mniej niż metr osiemdziesiąt. Nie był również umięśniony ani oblany tłuszczem, raczej szczupły, wiotki. Zawsze był schludnie ubrany, marynarek miał od groma. Mógłbym przysiąc, że prasuje nawet skarpetki. Jego włosy... Miały szalony odcień. Z ręką na piersi przyrzekał mi, że nigdy się nie farbował... Odcień hebanowy, z nielicznymi pasemkami ciemnego blondu, nawet kilka białych się wkradło. Zaczesywał je na prawą stronę, a grzywka uroczo wpadała mu do oczu. Ah, właśnie... I te jego oczy. W których widać było każde uczucie, dało się z nich czytać jak z otwartej księgi. Miały kolor złota. Były duże, lecz powieki o nieco smukłym kształcie, z zewnętrznym kącikiem lekko wzniesionym ku górze. Często wyglądały, jakby ich kontury obrysowane były czarną linią. On zaś twierdził, że to zasinienia z niewyspania. Jeśli on tak wygląda z niewyspania... To czy potrafi wyglądać źle? Buźka - istna gładź. Cera mleczna, bez skazy. Usta pełne, różowe, szerokie. Ząbki jak od linijki. Ideał. Mój osobisty ideał. Bo nie wiem, jak dla was... Pamiętam również o jego znamieniu na karku. Przypominało delfinka. Zabawne, prawda? Lecz tak było. I jego malutki pieprzyk pod nosem... Dobrze, wiecie o nim dużo, lecz wciąż nie znacie jego zachowań. I tego, co mnie w nim tak urzekło... Na pierwszy rzut oka, kiedy wchodziło się do jego gabinetu, wydawał się być "typowym psychologiem". Takim, co niby wysłucha, niby poradzi, a z gabinetu i tak wychodzi się w takim samym stanie emocjonalnym. Jednak Cornel był inny, a ja dostrzegłem to kiedy wyciągnął do mnie dłoń. - Cześć, jestem Cornel. Nie bój się. - Zupełnie jakby czytał w moim umyśle. Bałem się, gdyż byłem u psychologa pierwszy raz. Uścisnęliśmy dłonie. Usiadłem w fotelu, a on ukazując mi rządek białych ząbków zasiadł tuż przede mną. Na jego biurku nie znalazł miejsca żaden notatnik, komputer ani ściąga na pytania. Stał jedynie dzbanek z parującą kawą, dwa kolorowe kubki oraz cukiernica. - Napijemy się kawy? - Zachowywał się, jakbyśmy znali siebie nawzajem od berbecia. Mimo że był zupełnie obcą osobą, to wydał mi się bliski. To było bardzo dziwne uczucie, ale nie potrafiłem się go wyzbyć, nawet z moją silną wolą. Podał mi kawę, posłodziłem ją. Zapadła cisza, ale nie czułem się z tym źle. Jakbym wciąż z nim rozmawiał. Atmosfera była nader przyjemna, przez chwilę coś mi w tym wszystkim śmierdziało, ale jego głos pohamował moje dalsze szukanie haka. - Wygodnie? To nowy fotel. - Kiwnąłem zadziwiony głową, gubiąc spojrzenie w kącie pokoju. Niezbyt wiedziałem jak się zachować, gdyż nigdy nie doświadczyłem podobnego uczucia jak teraz. Obdarzyłem tego człowieka zaufaniem, z automatu, od razu. Może to jakaś czarna magia? - Ludzie do mnie przychodzą, bo zwykle nie mają z kim porozmawiać albo ich ktoś zmusza. Cóż... I z takim i z takim pogadać muszę. Ale ja wolę słuchać, wiesz? - Dopił swoją kawę, usiadł prosto i oparł się łokciem o blat biurka, patrząc w moje oczy swoimi. Uśmiechał się krzywo, a na moje milczenie przechylił śmiesznie głowę w lewo. Grzywka wpadła mu w oczy. Poczułem gorąco w piersi, łaskotanie w żołądku, wilgoć między palcami. Byłem wtedy zbyt wstydliwym dzieciakiem, aby zacząć coś mówić będąc w takim stanie. A on mnie ponaglił. - Niemowa? - Zachichotał, a ja poczułem jak serce pcha mi się do gardła i blokuje między migdałkami. - Jakie wystraszone kurczątko mnie odwiedziło... Dobrze, mogę zacząć, jeśli nie czujesz się na tyle swobodnie. - Od razu kiwnąłem twierdząco głową. Chciałem słuchać jego głosu, patrzeć jak gestykuluje. Upiłem łyka kawy, a on zaczął swój monolog. Nie miał żadnego sensu. Nie jestem w stanie go powtórzyć, powiem tylko, że z każdym słowem profesora Newtona kąciki mych ust unosiły się ku górze. Mówił coś o rozmowie delfinów, ślizganiu się na zamrożonej tafli wody, mruczeniu kotów... Bez ładu i składu, ale przyjemnie się go słuchało. Gdy skończył, byłem już o niebo bardziej rozluźniony. Rozmowa szła gładko. Jak ze starym znajomym z liceum. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nigdy z nikim nie odbyłem podobnej konwersacji. Nie dostrzegłem nawet, jak czas szybko upłynął. - Mam nadzieję, że nie odczujesz potrzeby odwiedzenia mnie ponownie... Ale i tak zapraszam. Czas się zbierać do domu. - Zerknąłem na tarczę zegara i poderwałem się z fotela. Nie roztrząsałem wtedy jego słów, dopiero kiedy wyszedłem z gabinetu bez pożegnania, zacząłem się zastanawiać. Czy potrzebuję jeszcze jednej takiej rozmowy? Trzy miesiące później, już nie odwiedzałem go w gabinecie. Umówiliśmy się na spacer. Była niedziela, także nie pracował tego dnia. Jak zwykle musiałem na niego czekać, często się spóźniał. Jednak nie dało się na niego gniewać, bo gdy tylko pokazał swój rozczulający uśmiech... Całe ciało stawało się lekkie, chłodny wiatr nagle zniknął, wszystko było proste. Wcisnąłem ręce do kieszeni i spojrzałem pod nogi, by przywitać się z ... - Gdzie jest Tytus? - Umarł wczoraj. Sporzałem smutno w jego tęczówki, które wyrażały podobną emocję. Lecz na ustach wciąż był uśmiech. - Taka kolej rzeczy. Psina się męczyła... - Na tym skończyliśmy temat. Jednak widocznie wciąż brakowało mu plątającej się wokół nóg smyczy... Nie chciał o tym mówić. Przykre, że pozwalał innym na okazywanie każdej emocji, kiedy sam tego nie robił. Wszystko dla innych. Aby ich nie smucić. Wielkie serce. Szliśmy. Był już wieczór, niebo nieprzyjemnie zachmurzone. Panowała dziwna, frustrująca wilgoć, wokół była gęsta jak zupa mgła. Pogoda pogorszyła się z ubytkiem dnia, ale nam nie śniło się wracać do domu. Rozpoczęliśmy dość intrygującą konwersację. - A ty? - Cóż ze mną? - Jak to z Tobą było? - To długa historia... Opowiedział mi historię swego życia, która była tak dziwna, że zapadła mi w pamięć co do słowa. Jego rodzice poznali się na weselu znajomych. Rodziców chrzestnych Cornela. Od razu poczuli jakieś przyciąganie, chemię, miętę, no, takie sprawy. Problem był taki, że ojciec Cornela miał już wybrankę swego życia. Narzeczoną, Petunię. Petunia była wrażliwą osobą. Skoczyła z dachu wierzowca w którym pracowała, dzień po odkryciu, że narzeczony ją zdradził. Zdradził i wpadł, bo osiem miesięcy później... Był ślub. Franka i Victorii, bo takie imiona nosili przyszli rodzice. A na ślubie co? Dziecko wylazło. Zbyt szybko. Wcześniaczek. Nazwali go Ian. Zdziwieni? Ian. Znacie jakiegoś Ian'a Newtona?... Ja również nie. Rocznicy ślubu nigdy nie obchodzili hucznie. Zamiast szczęścia, miłości, odczuwali wewnętrzną pustkę po śmierci syna. A w piątą rocznicę zrobili co? Nowe dzieciątko. I tak oto pierwszego grudnia narodził się chłopiec. Mało co się nie udusił, bo wyjść nie chciał - ale jak już go wyciągneli, okazało się, że zdrowy jak rydz. A na imię dostał Cornel. Życie przeleciało mu jak przez palce. Wiele miłości, tyle samo zawodów. Nigdy nie był szczęśliwie zakochany, co bardzo mnie smuciło. Zasługiwał na to. Został psychologiem, bo lekarzem nie mógł. Widok krwi go osłabiał, podobnie jak wymioty. Większość chorób go obrzydzała, bo on sam nigdy nie chorował. Katar, kaszel, wszystko jest mu dziwne. Ma wiele słabości, takich jak lilie, pistacje, wszystko co urocze. A bał się... Pszczół, os, szerszeni, much końskich. Nigdy nie powiedział mi dlaczego się tak boi pasiastych i gryzących, może bez powodu? W ramach ciekawostek mogę wam zdradzić, że w biurku w gabinecie zawsze ma aspirynę, ołówki i swój notes z rysunkami. Rysuje bardzo ładnie. W młodości marzył o kolczyku w brwi, ale mama się nie zgodziła i teraz jest jej za to wdzięczny. Co roku chodził na grób swojej matki, gdy trafił do Bestatu... Nie miał takiej możliwości. Trafił tam jako opiekun, ale jego podpieczny go olał i poszedł sobie w świat. A Cornel zapłacił, by tam zostać. Lubi porzeczki i jeżyny. Jego ulubiony koktajl jest z owoców leśnych, a ulubiona drożdżówka z orzechami. Raz spał z kobietą i nie podobało mu się. Jego fetyszem jest miłość w pracy. Nie lubi białej czekolady, bo jest zbyt słodka. Dużo o nim wiem, no nie? Bo pozwala tyle o sobie wiedzieć... Zapewne nie jestem jedynym, który tyle wie. Przykre. Ale zakochałem się w nim. Tak mocno. Tęsknię.
| |
|