Duże pomieszczenie, które znajduje się na samej górze budynku, więc dzięki szklanemu dachu, pomieszczenie jest całe rozświetlone. Można spotkać tutaj znajome osoby, ponieważ jest ono często odwiedzane. Zazwyczaj roi się tutaj od ludzi, jakbyś właśnie był w mrowisku. Ale to nic! Nadal jest na tyle dużo miejsca, aby każdy mógł swobodnie pojeździć. Towarzyszy nam przy tym spokojna muzyka niewiadomego pochodzenia. Słychać ją, jednak nie widać nigdzie żadnych głośników. Jesteś właśnie we wrotkarni, więc przydałyby się wrotki, prawda? Och, nie posiadasz ich? Więc rusz w stronę wypożyczalni, gdzie możesz je dostać na określony czas za małą opłatą!
Gość Gość
Temat: Re: Wrotkarnia Pon Sty 12, 2015 9:25 pm
Umówił się z... cholera, jaki to on miał pseudonim w tych internetach? Wspaniale. Amare oczywiście nastawił się na to, że wcale nie ma postępujących problemów z pamięcią i nick nie wyleci mu z głowy tak szybko. No to się rozczarował. Ale mniejsza o to, bo na miejscu zupełnie już stracił głowę i rozeznanie; wrotki. Boże, przecież on się zabije zanim jeszcze wejdzie na tor!
Sytuację ratowała jeszcze przezorność poznanego w sieci mężczyzny - zasugerował by Sentiero wziął ze sobą swój niebieskawy wzorzysty szal w czarne pióra, więc istniało prawdopodobieństwo, że jakoś się tu znajdą. O Martinie wiedział w sumie niezbyt dużo. Nawet w internecie jego rozmówca był dość zdystansowany i ostrożny w kontaktach (co bynajmniej Amare nie zniechęciło), więc też nie naciskał, ale liczył iż może gdy dojdzie do bezpośredniej konfrontacji dowie się czegoś więcej. Mnóstwo osób kręciło się już przy torze, widać ludzie jeździli turami i wymieniali się co jakiś czas. Obstawiał właśnie którą kość złamie jako pierwszą, kiedy wrotkarze zmienili kierunek jazdy. Nie oceniał swych szans zbyt wysoko, wiedząc że skoro na lodowisku dwa lata temu wyrżnął jak długi i przez jakiś czas chował się w swetrach by nie świecić wielkimi siniakami, tu lepiej nie będzie i chyba zwariował, że w ogóle się na to zgodził. To musiał być jakiś chwilowy zanim rozsądku. Wypożyczył wrotki, pomierzył - ale żeby wstać o własnych siłach póki jeszcze nie był do tego zobligowany siłą rzeczy - nope. Grunt, że miał już na nogach te śmiercionośne wynalazki, gotów lada chwila zrobić z siebie idiotę i stracić życie (lub zęby) na torze; pięknie i słodko jest umrzeć za dumę i własny nieogar.
Tymczasem minął jakiś czas, a sztywny jak struna Włoch ani myślał się ruszyć. Z początku bardziej przejmował się tym, że wywinie orła, ale teraz skonstatował, że kurna, chyba ważniejsze jest to, czy koleś nie wystawił go w ostatniej chwili. W sumie to tylko znajomość z internetu, to przecież takie iluzoryczne i pisane na wodzie! Sam nie był pewien, czy tam myśl podniosła go na duchu (nikt nie zobaczy jak błaźni się publicznie i dobrowolnie), czy też docisnęła jego koślawe poczucie własnej wartości do rozmiarów iście rozwielitkowych. Pojrzał zazdrośnie po parach wirujących w niepojęty dla praw fizyki sposób; żeby on umiał jeździć chociaż tyłem... przodem! Też mu się marzy.
Martin Pseudopisarz
Liczba postów : 17 Data dołączenia : 08/01/2015
Temat: Re: Wrotkarnia Wto Sty 13, 2015 5:52 pm
Boże przenajświętszy, w co on się wpakował? Musiało mu paść na mózg, by ostatecznie pozwolić sobie na spotkanie z kimś, kogo poznał w Internecie. Przecież równie dobrze mógł być to jakiś oślizgły spaślak, owłosiony gdzie tylko się da, który co chwilę śliniłby się na widok nieco podwiniętych spódniczek. Ale spokojnie, Martin. Nerwy na wodzy. W końcu nie jesteś, cholibka, ostatnim pechowcem, prawda? Może i dzisiaj rano przez przypadek prawie odkroiłeś sobie palec, może i zatrzasnąłeś szalik w drzwiach, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Grunt, że wystarczyło założyć plaster, a twój ulubiony pomarańczowy szalik wyszedł z tego cało. Wewnątrz wrotkarni rozejrzał się dookoła, lustrując wzrokiem wszystkie te rozbawione pary. Nałykały się czegoś? A może nawdychały jakiegoś gazu, że nie potrafią się się zamknąć? Cokolwiek to jest, nie pogardziłby tym w tej sytuacji. Chyba musiałby być na prochach, żeby dobrze bawić się w takim miejscu z kimś nieznajomym. Zresztą, niezależnie od miejsca czy znajomości, i tak dobrze byłoby mieć coś w rękawie. Westchnął, przecierając twarz. Może skończy się jedynie na tym, że pojeżdżą, wymienią parę słów i każdy rozejdzie się we własną stronę? Chyba ta błoga myśl podnosiła go na duchu. I pomimo tego, że owe spotkanie nie jest czymś, na co mężczyzna przyszedł z wielkim podekscytowaniem, wkurzyłby się jak cholera, gdyby tylko typek postanowił ot tak sobie nie przyjść i go wystawić. To on tutaj specjalnie się stawia, łaskawie wynosząc swoje cztery litery z mieszkania, a na miejscu nie zastałby żadnego posiadacza niebieskiego szalika? O nie, co to, to nie. Bój się Boga. W drodze, by wypożyczyć wrotki, nie rozglądał się zanadto. Nie chciał już na samym wejściu przez przypadek zauważyć swojego towarzysza, co z pewnością by go speszyło. Tajemnicą nie jest, że stosunki międzyludzkie w wykonaniu naszego Martina są bardziej niż złe. Najwidoczniej zwyczaj odpychania od siebie wszystkiego co żywe został mu do dzisiaj. Gdy wrotki już widniały na jego nogach, wstał tak naturalnie, jakby nie czuł żadnej różnicy pomiędzy noszeniem butów a wrotkami. Jako dzieciak często jeździł na rolkach i choć to nie jest to samo, praktyka jest ta sama. Po prostu ruszasz nogami w przód i w tył. A jednak łatwo powiedzieć to komuś, kto już opanował tę umiejętność. Sam mężczyzna wywalał się miliony razy, kiedy uczono go na nich jeździć. Nagle przed oczami mignął mu wspomniany niebieski szalik w czarne cosie. Cóż, najwidoczniej i na to przyszedł czas. Zmódl paciorek i poproś faceta na górze o chociaż odrobinę szczęścia. Powoli podjechał w stronę ławki, na którym siedział Włoch. Złapał go z tyłu za ramię, schylając się do jego wysokości. - Mam nadzieję, że długo czekałeś - wykrzywił usta w uśmiechu, delikatnie marszcząc przy tym brwi. Umrze, jeśli okaże się, że zaczepił nieodpowiednią osobę.
Gość Gość
Temat: Re: Wrotkarnia Wto Sty 13, 2015 11:27 pm
Ktoś podjechał, Amare ledwo co zarejestrował typa. O masz, wysoki. - Martin?! Niech to, czy ty to widzisz? Bo... Tu zniżył głos do konspiracyjnego szeptu, by zaraz wydać z siebie coś jakby pisk niedowierzania, chyba niezbyt przystający mężczyźnie. -...oni wszyscy jeżdżą na wrotkach! Ja nic nie mówiłem, ale Dio buono, ja nigdy nie jeździłem na wrotkach! Rolkach! Rowerze! Tryb paniki, połączony z wyraźnym przejęciem na widok Martina. Co najmniej się nie spodziewał, że kompletnym przypadkiem i diabli wiedzą jakim jeszcze kapryśnym zrządzeniem losu internety nie podsunęły mu obleśnego spaślaka z dziwnymi fetyszami, a wysokiego jak tyczka, całkiem... ha. No. No właśnie. Całkiem przyjemnego fizjonomicznie, zobaczymy jak to jest z charakterkiem. Pierwsze koty za płoty, nerwy opadły. Ale Włoch nadal zdawał się być przyklejony do ławki, głosząc gorące litanie do niewiadomego bóstwa, by pozwoliło mu przetrwać ten armagedon. - Wyglądasz trochę na Włocha. Takiego z Wenecji, bo u nas na wyspach, to są tacy bardziej tego... Powiedziałby, że barczyści, ale w ostatniej chwili użarł się w język. Może to i dobrze, bo jak Amare coś chlapnie, to tragedia. Gęsto się ostatnio tłumaczył, jak w pracy na wizji pozwolił sobie pogrozić swoim braciom strasznymi ulewami nad całą Sycylią, a to akurat był sezon zbiorów. No i skłamał, za co dostał naganę; na szczęście nie wyleciał, ale pies by to trącał. Za ostatni numer im się należało. Skrzywił się przekornie - a to szuja! - Zapuściłem korzenie, jak widzisz. Nie trzeba się było umawiać z rana, ty to chyba jesteś typem południowca. Brunet odparował mu jeszcze grzecznie, choć już przeczuwał, że trafiła kosa na kamień i mimo feralnego startu, spotkanie i ich relacja może mieć nieco ciekawsze i bardziej obiecujące perypetie. Jeśli ktoś był w stanie dotrzymać mu kroku w słownych kuksańcach i szermierce słownej, miał już niezłe szanse.
Martin Pseudopisarz
Liczba postów : 17 Data dołączenia : 08/01/2015
Temat: Re: Wrotkarnia Sro Sty 14, 2015 11:45 am
Gdy mężczyzna zaczął nawijać jak najęty, przez moment pomyślał, że przez nagłe zaczepienie biedak dostał zawału i teraz w tym ślinotoku niezrozumianych dla Martina słów próbuje poprosić go o pomoc. Po chwili jednak zdołał zrozumieć to, co próbuje mu przekazać. Więc to tak. Miał nadzieję, że nie skończy się na tym, że będzie musiał z nim jeździć za rączkę. Choć przeczuwał, że właśnie tak się stanie. Dobra, chłopie, raz się żyje. Będziesz miał co wspominać. Daj się towarzyszowi skompromitować za ciebie i wszystko będzie w należytym porządku. Hierarchia zostanie nietknięta, pandy przestaną wymierać, a na świat znowu wzejdzie łaska Boża. - Hę? - rzucił być może nieco zbyt piszczącym głosem. - Gdzie miałeś głowę, kiedy wybieraliśmy miejsce, niziołku? - No tak, oczywiście. Czyli wyszło jak zawsze. Czy potrafisz, drogi Martinie, zarejestrować w swojej głowie fakt, że kiedy odzywasz się w ten sposób do innych, automatycznie stawiasz w ich oczach na sobie krzyżyk? Ile razy jeszcze musi cię mamusia po głowie trzepać, byś to łaskawie wbił sobie do tej łepetyny? Podrapał się po tyle głowy, drugą rękę opierając o biodro. Aż tak bardzo widać? Myślał, że dobrze schował te wysmarowane żelem włosy, zakręcony wąsik i swoje zamiłowanie do pizzy. Nie żeby taki był obraz typowego Włocha dla Martina. Skądże. A nawet jeśli, to Amare do cna niszczył jego światopogląd. - Moja matka pochodzi z Włoch... - nagle zawładnęło nim głębokie zamyślenie - ...południowych. Masz nosa, makaroniarzu. - Zaśmiał się pod nosem, będąc w niewielkim zdziwieniu. Mimo że niski, głośny i bliżej mu do kobiety niż mężczyzny, to dość bystry, cholera. - Gdybym wiedział, to poczekałbym jeszcze godzinkę z przyjściem. - Odparł na wzmiankę o czekaniu. Sam nie wiedział, czy jego odpowiedzi są czysto złośliwe, czy ma po prostu chęć poprzekomarzania się z Włochem i sprawdzenia jego cierpliwości. Już odwrócił się w stronę toru, gdy nagle przypomniał sobie słowa Amare o jego nieumiejętnej jeździe na wrotkach. - ...Wstaniesz sam? Czy może zawołać po taczkę? - Spytał z rękoma w kieszeniach, gotów w każdej chwili wyjąć je, by mu pomóc. Normalnie odjechałby, mając gdzieś to, czy ten wywinie orła czy może popędzi niczym z motorkiem w tyłku. Ale teraz było inaczej. Skoro już spotkał się z nim, by zawrzeć jakąś znajomość, to będzie miły jak jeden ze świętych, niczym sam Franciszek z Asyżu. Oczywiście tylko wtedy, jeśli mu się uda, bo w niektórych sytuacjach nie ręczy za siebie.
Gość Gość
Temat: Re: Wrotkarnia Sro Sty 14, 2015 3:46 pm
Niziołku! Żesz by go szlag, gdyby nie cholerne wrotki, Amare zaraz przydzwoniłby mu moralizatorsko. Bardzo nieżyciowo jest zrażać do siebie ludzi, którzy w razie konieczności nie mają problemu z wyjechaniem ci z szuflady. Ściągnął brwi gniewnie, jeszcze mu się odwdzięczy, niech sobie nie wyobraża. - Sugerujesz, że jestem rozkojarzony?! Ja mam głowę do interesu, ty tyczko! Chrzanić dwuznaczności tego zwrotu, Amare był Włochem i miał swoje święte, pełne prawo do okaleczania paskudnego języka angielskiego. Składniowo i leksykalnie, co należało wziąć pod uwagę. Jedynie czasami celowo dobierał słowa w sposób zamierzony, by zagrać na nosie potencjalnemu rozmówcy. - Wolę wino. Nasza rodzina jest największym producentem na Sycylii, makaron zostawiam cieniasom z Neapolu. Odparował hardo, z zacięciem; rzadko mógł sobie pofolgować i zetrzeć się w ten sposób z kimś umiarkowanie przynajmniej inteligentnym, zawsze kończyło się raczej błazenadą i głębokim rozczarowaniem. Może Martin erudytą pierwszej wody nie był - jednak Amare wyglądał na dość zaangażowanego w rozmowę. Cóż... on też urodzonym Schopenhauerem nie był. -Taczkę? Jakbyś kazał czekać mi tu jeszcze choćby pięć minut dłużej, to tobie potrzebna by była taczka. Grazie, poradzę so... szieeeet. Niemal wywinął jak długi, odchylił się do tyłu i zjechał na tyłek, nieco oszołomiony chwytając się ławki za swoimi plecami; jedynie cudem nie przyrżnął w nią tyłem głowy. Obity zderzak zaliczony, co będzie następne? Posłał mu spojrzenie w stylu "Jedno słowo, a będą cię karmić przez słomkę" i zerknął, czy aby nikt nie zauważył tego widowiska. Kompromitacja na całego, sam tego chciałeś, ty durniu. Jedyną rzeczą która trzymała go wciąż w tym miejscu, był jego przeklęty upór odziedziczony po matce. Zabije się na tym torze, ale nie da tej francy satysfakcji - nauczy się jeździć i będzie śmigać lepiej niż on. Albo zginie, próbując - co bardziej prawdopodobne. - Mah, non c'e male, tylko jak tu się wstaje? Generalnie podciągnął się jakoś śmiesznie i na tym się skończyło, rolki okazywały złośliwą oporność na wszelkie podejmowane przez bruneta próby.