Podjechał po Madsa po południu, jak się umawiali. Tym razem motor zostawił na pieczy Chesterowi, na takie wypady nadawał się za to samochód. Stary Sedan, nadal jednak całkiem zdatny, p wielu przeróbkach i naprawach. Klasyk, Ameryka lata siedemdziesiąte. Miał do niego ogromny sentyment. Mrugnął do dzieciaka światłami i zaczekał, aż ten wpakuje swoje klamoty do bagażnika. A potem chwilę odjeżdżał i zatrzymywał się dla żartu, gdy Vourela próbował wsiąść do środka. Niby dorosły facet, a za kółkiem nadal dziecko. — No wskakuj, już się wybawiłem — mruknął, otwierając mu drzwi od środka; wiedział, że jeszcze mu się za to dostanie po uszach, ale jakoś nie mógł się przeć głupawce. Zawsze chciał to komuś zrobić, nadarzyła się sposobność. Zamknął kieszeń w której plątały się fajki, pusty odświeżacz powietrza i zepsute radio. W sumie wcale mu go nie brakowało, Charlie rzadko słuchał muzyki w trasie. Wolał sam pofałszować, a że na ogół jeździł samotnie, nikomu to nie przeszkadzało (jego syn wyjątkowo się wtedy cieszył). Do czasu. — To kawałek, więc pewnie zatrzymamy się pod wieczór w zajeździe, zjemy coś i pojedziemy dalej. Mają świetnego kebsa. — miał w tym doświadczenie, znał tę autostradę jak własną żonę. Wiedział gdzie nie szarżować na zakrętach, znał wszystkie dziury i możliwości swojej bryki. I miał świadomość, że w niektóre wyrwy faktycznie lepiej nie wjechać, bo się odbije bokiem. Ubrał się inaczej niż zazwyczaj, porzucił jeansy na rzecz wodoodpornych bojówek w sam raz na deszcz, wpakował się w popielaty sweter z jakimś norweskim wzorkiem. Wyglądał na człowieka, który gotowy jest stawić czoło wszelkim przeciwnościom losu (jeno nie modzie) - albo takiego, który nie ma zielonego pojęcia co właśnie na siebie włożył.
Za miastem nie było już korków, więc Morgan mógł jedynie wściekać się na niedzielnych kierowców. I na to, że paliwo drogie. I że knajpa w rozsypce. I że rano nie miał co jeść, bo przyzwyczaił się do omletu Madsa i chciał go zjeść dziś na kolację. To była krypto sugestia "Zrób mi bo będę nie do życia". — Wziąłeś sobie jakieś rajtuzy? Getry? Kalesony? — zahaczył temat, spoglądając przez chwilę na blondyna siedzącego ramię w ramię tuż obok, wyciągniętego wygodnie na przednim siedzeniu. Skórzana tapicerka, klasyka motoryzacji, bimber pamiętający czasy młodości ojca Splintera i Vourela w seksownej, leniwej pozie; Charles miał wrażenie, że ten wyjazd z samego założenia jest bardzo słuszny. Zaczął się dobrze.
Mads Tańczący z wiatrem
Liczba postów : 41 Data dołączenia : 31/01/2015
Temat: Re: Drewutnia Sro Mar 04, 2015 2:54 pm
Tak, jak obiecał był południem, a Mads na niego czekał już od samego rana. Spakowany, siedział jak na szpilkach oczekując konkretnej godziny. Był zbyt podekscytowany i już skoro świt pakował wszystkie najpotrzebniejsze klamoty. Oczywiście miał listę, której się trzymał i tylko dzięki, której uniknął zapomnienia szczoteczki do zębów (nerwica natręctw nie śpi nigdy). Jednak, kiedy ta znajdowała się bezpiecznie już w torbie, czuł się usatysfakcjonowany i mógł spokojnie czekać na swojego księcia ciemności, który zapewne nie pojawi się na czas. I tu się pomylił. Był równo o umówionej porze. Charles nie musiał czekać na blondyna zbyt długo. Spakował swoje rzeczy do bagażnika i wtedy ten dupek… no cholera! Co on odwalał! Odjeżdżał mu co rusz i tylko jak wpakował się do samochodu walnął mu z pieści w ramię, bucząc jakieś „gnojek”. Dąsał się chwilę, jednak nie trwało strasznie długo.
Wyłożył się leniwie na siedzeniu, ściągając buty i odsunął fotel nieco do tyłu. Otworzył nieco szybę, czując powiew świeżego powietrza. Było mu doskonale. Nawet nie przeszkadzało mu fałszowanie Charliego, który swoją drogą powinien zrobić coś dla muzyki i więcej tego nie robić. Zerknął kątem oka na towarzysza obok, który wyglądał jak rybak, a nie człowiek gotów na wszystko. Parsknął pod nosem, widząc w nim typowego Polaka na wakacjach. - Ubierałeś się po ciemku? – zapytał, jednak na jego usta wkradł się zdradziecki wredny uśmieszek. - Bo wyglądasz, jak wodnik szuwarek. – Nie mógł się powstrzymać. Musiał się mu odgryźć za to odjeżdżanie. Zaraz się roześmiał i zarzucił mu ręce na szyję (oczywiście tak, aby ich nie zabić na drodze) i cmoknął go w szczękę. Wrócił na swoje miejsce, mając już przez całą drogę wyśmienity nastrój.
- Pewnie, wziąłem getry! Tyłek mi zmarznie na tych rybach! – powiedział, jakby to było oczywiste. Zresztą był zmarzluchem, musiał się zaopatrzyć w odpowiednie rzeczy (np. kalosze, polar, skarpety), aby potem nie szczękać zębami. Oczywiście wiedział, że główne źródło ciepła ma obok siebie, ale te będzie tylko wykorzystywał w łóżku.
Splinter Daddy Bone
Liczba postów : 24 Data dołączenia : 15/02/2015
Temat: Re: Drewutnia Czw Mar 05, 2015 7:43 pm
Zauważył, że młodziak to mimo wszystko chyba się z tego wyjazdu cieszy. Nie powiedział o tym ani słowa, ale to pośrednio wynikało z błąkającego mu się na ustach uśmiechu i powrotu dobrego humoru, ciętego dowcipu i zgryźliwości bardzo w jego stylu. Splin nie zmierzał być na puszczy ostatnim krzykiem mody, więc ubrał się w to, co wpadło mu w ręce i wydało mu się najlepszym rozwiązaniem. Poza tym spieprzać od swetra, to jego ulubiony konfidencki sweter. — A to dobrze, bo o tej porze roku jaja przymarzają do pomostu. Mądry chłopak — pochwalił, na jakiś czas zarzucając karierę radia samochodowego. Nic go nie obchodziło, czy fałszuje czy nie, w jego mniemaniu miał syreni śpiew i muzyczne ucho. Kto by nie chciał posłuchać Morgana pod prysznicem? Recital codziennie rano.
Po paru godzinach autostrada zrobiła się dziksza. Zniknęły zabudowania, pojawiły się pola i gęste lasy, na poboczu ani żywej duszy, a i samochody z rzadka obierały ten kierunek. Przed samym lasem, wtulony w sosnową, żywą ścianę zagajnika znajdował się zajazd, w którym można było wynająć podły pokój, czy zjeść coś na ciepło. Pomyślał o ich sławnym żarciu z grilla i zjechał ostro na parking. — Obiadujemy. Co mam ci wziąć? Mają świetne żeberka — zasugerował, choć znając upodobania Madsa, pewnie zażyczy sobie ciulewicz jakiejś sałatki nicejskiej i dietetyczną colę. Warzywka, on i te jego warzywka. Wyprostował się w fotelu, by rozruszać stawy i zastałe mięśnie. Trzeba się będzie przejść, i choć słońce kładące się nad lasem dawało złudne poczucie ciepła, Splin doskonale wiedział, że bez swetra, w samym podkoszulku nie ma co ruszać dupy z samochodu. — Na miejscu też zjemy, jeszcze dzisiaj cię na ryby wezmę. Ale zanim, to wiesz. Trochę czasu do kolacji niby mamy, więc szybka decyzja panie ładny — zabębnił palcami o kierownicę, przekręcając się bardziej w jego stronę. Ciekawe, czy mu maruda już pierwszej nocy nie będzie wyła, że marznie mu to i owo. Ale pewnie wciśnie mu się wygodnicko w śpiwór i problem sam się rozwiąże. W sumie jak się napaliło w kozie, w środku robiło się przyjemnie ciepło, i Charlie nieco dramatyzował by Madsa postraszyć. Specjalnie wziął cały wór węgla by im nie zabrakło, nie pamiętał jak stoi z koksem, a w tym przypadku i tak przecież się nie zmarnuje. No i będą sobie mogli podgrzać wodę w balii, ten raz czy dwa.
Mads Tańczący z wiatrem
Liczba postów : 41 Data dołączenia : 31/01/2015
Temat: Re: Drewutnia Czw Mar 05, 2015 8:21 pm
Pewnie, że się cieszył. Dawno nigdzie nie wyjeżdżał, ani nie miał upragnionego wypoczynku. Będąc z Mattem praktycznie nigdy nie jeździł w podobne miejsca – mężczyzna nie znosił dziczy, przyrody i grzania się przy ognisku. Przyzwyczajony do luksusów hoteli i słońca w krajach za granicami Szwecji, nie śmiał myśleć by wylądować w jakiejś zatęchłej dziurze, aby dla frajdy odmrażać sobie tyłek. Fakt faktem Mads przy nim trochę zwiedził świata, lecz zawsze w głębi pragnął wrócić nad jezioro w Szwecji, gdzie co roku spędzał wakacje. To kojarzyło mu się z dzieciństwem, z matką. Czymś przyjemnym. Teraz jadąc autostradą z Charlie’m czuł to samo podekscytowanie, gdy miał osiem lat. Z nikłym uśmieszkiem na ustach i rozleniwionym spojrzeniem wyglądał za okno. Pod nosem również fałszował parę piosenek, które zarzynał Morgan. Znał niektóre, dlatego też zawtórował mu, lecz nie na tyle głośno by ten mógł to usłyszeć. - Pacanie, nie gadaj do mnie, jak do dziecka. Nie jestem twoim synem – mruknął pod nosem, szczypiąc go złośliwie w udo. Tak, wraca do formy.
Autostrada do nikąd. Tak kojarzyła mu się ta podróż. Jednak w bardziej pozytywnym sensie. Dzicz, autostrady i zajady. To cholernie przyjemne doświadczenia zapamięta na bardzo długo. I kiedy tylko zatrzymali się pod jakąś gospodą, wysłuchał cierpliwie wszystkich komentarzy Splina. Oparł się bokiem o siedzenie, uważnie się mu przyglądając. Z nikłym uśmiechem na ustach i milcząc był trochę upiorny. Lecz on widział to całkiem inaczej. Szczęście. Radość. Coś o czym dawno zapomniał, co ten denerwujący facet potrafił mu przypomnieć głupim wyjazdem na ryby. Niech go szlag. Chyba robi się coraz bardziej miększy. Jeszcze posądzi go o babskie zachowania. - Hm, zjem grillowanego kurczaka z masą frytek – powiedział po chwilowym namyśle. Przypatrywał mu się chwilę i kiedy ten miał zamiar wyjść, złapał go za rękę. Pociągnął go do siebie i pocałował krótko w usta. Już mogłoby się wydawać, że powie coś romantycznego bądź ckliwego, gdy nagle szepnął w jego gorące wargi: - Weź mi piwo. I nie każ mi długo czekać, bo wpieprze ci wszystkie cukierki ze schowka – mruknął i zaraz parsknął rozbawiony. Spojrzał za nim, sam wychodząc z wozu i prostując zastane stawy. Przeciągnął się, czując jak chłód muska go po policzkach. Poprawił swój szalik w renifery i mocniej naciągnął pilotkę na czoło. Przeskakiwał z nogi na nogę, jakby chciało mu się siku. Ktoś by powiedział: po co stoisz na zimnie kretynie, wejdź do samochodu – lecz on chciał zażyć świeżego powietrza. Splótł dłonie na kancie samochodu, by zaraz oprzeć na nich brodę i spojrzał przed siebie. Okolica była cudna, chłonął ją zachłannym wzrokiem wiedząc, że tam gdzie jadą będzie jeszcze bardziej oszałamiająco.
Splinter Daddy Bone
Liczba postów : 24 Data dołączenia : 15/02/2015
Temat: Re: Drewutnia Czw Mar 05, 2015 8:39 pm
Grillowany kurczak i masa frytek. No miał szczęście, mieli. I to nawet z sosem BBQ dorzucanym gratis, więc nie pożałował i wziął tyle, ile zmieściło mu się do kieszeni. W opakowaniach, oczywiście. Sam wybrał sobie karczek, porządnie przypieczony i dość kaloryczny, by miał co spalić przez następny tydzień. Spodziewał się tego po Madsie. Buziak, trochę kokieterii, a potem prośby i groźby. Jak tu takiemu odmówić, kiedy robi to w ten sposób? Obładowany wyszedł z knajpy, uchylając drzwi butem i tak samo je zamykając. Z piwem pod pachą, opakowaniem z kurczakiem i karczkiem, wielką paczką belgijskich frytek. Jeśli Vourela zje je wszystkie, Morgan naprawdę mocno się zdziwi, ta porcja nawet jemu by wystarczyła by zapomnieć o jedzeniu na parę godzin. — Wziąłem ci te wypasione, porządne. Chrupkie są, żarłem jak pakowali kurczaka. Lubisz portera? — podniósł łokcia, by młody mógł wyjąć piwo, wcisnął się do samochodu i rozłożył sobie serwetkę na nogach, żeby nie zachlapać wszystkiego tłuszczem, a już nie daj boże, żeby zasyfić skórzaną tapicerkę na którą nieźle wybulił. Podał mu sól i sos, chustki i otwieracz, licząc, że blondyn sam sobie z tym poradzi i jakoś to ogarnie. On to doniósł, reszta to już nie jego biznes. Albo chwila, te frytki to może jednak nieco go interesowały. Wyciągał mu co jakiś czas, nawet nie kryjąc się z tą niecną kradzieżą, bezczelnie bełtając mu w otwartym sosie. — A śpiwór masz? Bo ja tam nie mam łóżek, to naprawdę spartańskie warunki, Mads — to tak na wypadek, gdyby Vourela pomyślał, że podkoloryzował warunki panujące w drewutni. Oczywiście i tak pewnie wyjdzie na to, że bezczel wepcha mu się do jego śpiwora zamiast spać w swoim, ale mógł go jeszcze postraszyć, że go nie wpuści i każe mu spać pod starą derką. A noce ostatnio takie zimne... Oblizał palce i wcisnął mu w usta kawał mięcha - taka splinowa wymiana czułości, mniej subtelna niż madsowe.
Mads Tańczący z wiatrem
Liczba postów : 41 Data dołączenia : 31/01/2015
Temat: Re: Drewutnia Czw Mar 05, 2015 9:00 pm
Nie żeby coś, ale Mads zamierzał to wszystko zjeść. Miał spory apetyt, dlatego też będzie z niemałą niecierpliwością oczekiwać zdziwienia malującego się na twarzy Morgana. Kiedy ten tylko wyszedł z knajpy i wpakował się do samochodu zaraz sam poszedł w jego ślady. Odebrał wszystko co należało do niego i rozłożył sobie serwetki na udach. Zresztą bał się, że jak ten zacznie jeść to uwali mu pół ubrania. Lubił swoją puchową kurtkę i nie chciał jej po pierwszym wyjeździe dawać do czyszczenia. - Spoko, dzięki – Zaraz sam zaczął podjąć jego super-wypasione frytki, które co rusz zasypywał solą. Pychota! Kurczak także wypasiony. Nawet z tymi kradziony z kieszeni Charliego sosami. Zajadał się aż mu się uszy trzęsły. W dodatku popijał piwem. Matkoboska, pakował w siebie wszystko, że inni by wymiękli. Spora porcja, jak dla kogoś o tak drobnej sylwetce i ciasnej skórze. Zerkał na niego widząc, jak ten mu pojada frytki, jednak wcale się nie oburzał ani mu nie zabraniał. A niech je. Na zdrowie. Przynajmniej obaj będą grubi i nieatrakcyjni. - Mam, myślisz, że zamierzam spać z tobą w jednym? HA. Dobre sobie – powiedział wyzywająco, jakby naprawdę tak uważał. Prawda była trochę inna. Przypuszczał, że pomimo posiadania śpiwora i tak będą gnieździć się w jednym. Ale on pierwszy z tą inicjatywą nie wyjdzie, nie ma szans! Potrzyma trochę w napięciu tego wredziola. - Wszystko mam, panie-mam-spartańskie-warunki – mruknął z pełnymi ustami kurczaka, które ledwo przełknął. Oblizał palce, każdy jeden po kolei z dużej ilości soli i przypraw z mięsa. - Kalosze, getery, grube skarpety, kilka par spodni, grube polary, śpiwór, nóż myśliwski i zapalniczkę, a co! – wymieniał zaaferowany i nie wiedząc, kiedy miał w usta grillowane mięcho Splina. Zaraz począł je przeżuwać, parskając pod nosem rozbawiony. Cichy śmiech przerodził się w głośniejszy. Ten facet go rozkładał na łopatki. Jego zagrania, okazywanie czułości było niewiarygodne, jeszcze nigdy nie spotkał takiego faceta. - Mam nadzieję, że kuchenkę gazową masz, to zrobię ci ten omlet. – Napił się piwa, wiedząc, że jego omletem nie pogardzi. Kto by śmiał! Mads całkiem nieźle gotował i to nie tylko potrawy z jajek. Zjadł wszystko co przyniósł mu Morgan, a papierki i inne śmieci wyrzucił do śmietnika, czując się jak na razie najedzonym.
Splinter Daddy Bone
Liczba postów : 24 Data dołączenia : 15/02/2015
Temat: Re: Drewutnia Czw Mar 05, 2015 9:43 pm
Akurat. Zmarzną mu tylko stopy, to mu je wsadzi pod śpiwór i znajdzie tymi kawałkami lodu jego nery. Zawsze lokalizował, bez względu na to jak ciemno by nie było. To potrafiło wyrwać z łóżka. Żarł mu frytki, gestykulując żywo, gdy opowiadał o tym jak to kiedyś złowił raka i wypuścił, bo ni chuja nie wiedział jak go oporządzić i zeżreć. Na dodatek jakoś nie bardzo jarało go gotowanie żywcem płaczących zwierzaków. Wolał nieme ryby, które wiedział jak smażyć i patroszyć. I przede wszystkim, te nie ujebią ci palca. — A szczoteczki do zębów już nie brałeś? — wytknął mu wrednie, wycierając ust wierzchem dłoni. Wepchnął dzieciakowi jeszcze jeden porządny kawał mięcha, zmiął opakowanie i wywalił je do śmietnika zaraz niedaleko. Z zazdrością patrzył na piwo Voureli, niestety prowadził i picie nie wchodziło w grę. Wiedział, że i tak to sobie odbije, w końcu w bagażniku miał słuszny zapas, idealny na wieczór z sumem z rusztu. Kuchenka gazowa... a coś było. W razie czego mogli jeszcze po spartańsku kuchcić na kozie, ale to byłoby trudne i niezbyt wygodne. Odparzyliby sobie pewnie paluchy. — Coś się znajdzie, na omlet starczy. Zjadłeś? — zerknął przelotnie na tackę, czy coś mu tam jeszcze zostało i stwierdził, że w sumie frytki kończyć sobie może po drodze, skoro zapchał się już kurczakiem. By the way, ciekawe, gdzie mu się całe to żarcie mieści? W sumie nie znalazł nigdzie, by coś Madsowi wystawało, czy czegoś było za dużo. Gdzieniegdzie zdawało się wręcz, jakoby młody miał anemię, więc w Morganie z automatu rodziła się potrzeba odruchowego dokarmienia i utuczenia jak hodowlaną gęś.
Zjechali w jedną z leśnych, zarośniętych szlaków, zrobiło się nieco ciemniej, za to słońce przyjemnie przyświecało między gałęziami. Las był tu czysty, ani śladu ludzkiej obecności, za to w pewnym momencie przewinęły im się sarny skaczące przez trakt. Specjalnie zatrzymał się i szturchnął blondyna, by upewnić się, że tego nie przegapi. — Sporo tu zwierzaków, czasami podchodzą pod dom. Idzie przywyknąć — machnął ręką, jadąc niespiesznie dalej. Gorzej, jak koło drewutni zaczynały kręcić się młode niedźwiedzie z matką. Wtedy należało przeczekać, chyba tylko głupi pchałby się na zewnątrz. Te jednak zasadniczo preferowały okolice potoku, więc możliwe, że wcale się na nie nie natkną. Zatrzymał się w końcu pod drewutnią i zgasił silnik, strzelając karkiem z ożywieniem, zacierając ręce.
Mads Tańczący z wiatrem
Liczba postów : 41 Data dołączenia : 31/01/2015
Temat: Re: Drewutnia Czw Mar 05, 2015 10:06 pm
- Wal się, Morgan – powiedział, szturchając go w ramię ręką. Cholerny palant do wszystkiego się przyczepia. Dobrze, że nie do własnych ciuchów, w których wyglądał jakby ukradł dary dla powodzian. Pewnie, wszystko zjadł, a co. Co on sobie wyobrażał, że jak lubił warzywa to od razu z niego jest anemik? Noludzieno. Ten Charlie sam zaskakuje siebie, a potem, jak mu się przytyje to mu będzie wytykać wałeczki tłuszczu i mówić „więcej ciałka do kochania”. Na pewno by tak robił! Na pewno! Blondyn by popadł w skrajną depresję objawiającą się ciągłym jedzeniem pączków. A potem by tylko jęczał w rozpaczy: Ale jestem gruby! Onomnom. Ale wyglądam! Ononomom. A to by była wina tylko i wyłącznie Charlesa, który już teraz począł przygotowania do futrowania go. Czy on naprawdę wyglądał jak hodowlana gęś? Dobra, lepiej nie odpowiadać. - Że też jeszcze ci się nie przejadł. Nie masz go jeszcze dość? – zapytał, podpierając głowę na ręce, by łokieć wbić tuż koło szyby. Ciemność i pełny brzuch sprzyjała krótkiej drzemce, którą przerwał dopiero, kiedy Charlie zaaferowany szturchnął go, mówiąc, że coś przebiegło tuż koło samochodu. Uchylił oczy rozglądając się za jakimś jeleniem, jednak jedynie jakiego zobaczył to tego obok siebie. W sumie, całkiem był spoko. Tylko brakowało mu takiego rybackiego kapelusika ze spławikami wbitymi w materiał. Hm, chyba będzie musiał mu taki zorganizować. - Dobrze, że wziąłem aparat. Porobię parę zdjęć. Mam już swój mały album z miejsc, w których byłem – Przetarł oczy palcami, będąc już przez całą drogę bardzo uważnym i nawet samemu dostrzegając kilka sarenek przebiegających tuż koło drogi. Faktycznie dzicz pełna parą. Nie było widać dużej ingerencji człowieka w to miejsce. To oni tutaj stanowili dodatek, a nie zwierzaki, które w różnych zakątkach stanowiły atrakcję turystyczną, gdy takowe się zobaczyło. Tu panowała prawdziwa głusz i aby w niej przetrwać musieli być dobrze wyposażeni, coby nie umrzeć z głodu lub nie zostać pożartym przez niedźwiedzia. Kiedy w końcu zatrzymali się przed drewutnią, mógł z pełną prawdą stwierdzić, że to naprawdę jest drewutnia. Sądził, że Morgan trochę koloryzuje, jakie tam są paskudne warunki. On swoją drewutnię miał na wzór małej drewnianej góralskiej chatki, ta z zewnątrz przypominała lokum dla drwali. No, ale! Przywyknie nawet do tego. - Przyznaj się, że tu straciłeś dziewictwo – Uśmiechnął się pod nosem, wyjmując z bagażnika swoje tobołki.
Splinter Daddy Bone
Liczba postów : 24 Data dołączenia : 15/02/2015
Temat: Re: Drewutnia Pon Mar 16, 2015 6:19 pm
Poczuł kuksańca gdzieś z prawej i zarechotał podle; cały Mads, wypisz wymaluj. — Tylko z tobą, dzieciaku — odgryzł się w podobnym stylu, po czym wytaszczył swoje ciężkie dupsko z samochodu. Wziął na ramię torbę, plecak i nową butlę gazową, czując się jak koń juczny. Poprowadził za sobą blondyna, zbyt zajętego podziwianiem natury by zwracać uwagę na cokolwiek innego. Nie miał mu za złe, gdy przyjechał tu po raz pierwszy pewno wyglądał podobnie. Wygrzebał z kieszeni klucze, odstawiając butlę i uginając się pod ciężarem plecaka. Uzbroił się tu po zęby, warunki jak wspomniał - surwiwalowe. W środku miłościwie panowała gęsta duchota, ciemność i połacie kurzu, ale nie było się czemu dziwić. Pierwsze co zrobił, to otworzy okna i odryglował okiennice, by przewietrzyć niewielkie pomieszczenie. Mads wyciągał z bagażnika swój stuff, podczas gdy Splinter sypnął trochę brykietu do kozy. Będzie im grzać wieczorem, nie zamierzał rzucać Voureli na głęboką wodę już pierwszego dnia. — Tylko dwa mleczaki i psa, zobaczymy co ty stracisz — klepnął go w tyłek przechodząc i wrócił do samochodu po piwo. Przecież nie będą tu siedzieć o suchym pysku. Trzasnął bagażnikiem i przykrył swój wóz płachtą, bo cholera wie czy jakieś radosne stworzonko nie obsra mu go doszczętnie wciągu tych paru najbliższych dni. Nie lubił podobnych niespodzianek. A skoro o tym mowa, ciekawe czy młody załapał już, że wychodek jest na zewnątrz?
Pozamykał okna i wyciągnął ze składzika wędki. Trzeba je było co prawda oporządzić, ale to zwykle go odprężało i akurat nie miał nic przeciwko tak mozolnej robocie. Usiadł przy zbitym z surowych desek stole i wyciągnął z pudełka ciężarki, by zębami zacisnąć je pod spławikiem. Haczyki musiał rzecz jasna montować z przyponem od nowa, ale i to poszło gładko, choć nie robił tego od dawna i nie był pewny, czy poprawnie zawiąże pętelkę. Miał bądź co bądź, mniej zgrabne palce niż taki Mads na ten przykład. — Zrób herbaty. Tam masz blaszane kubki w plecaku, herbata jest w puszce nad zlewem. Rozpalisz sam w piecyku? — zerknął nań znad stołu zagraconego kolorowymi wabikami i spławikami, i - o zgrozo! - Charles miał na nosie okulary. Dziad słabo widział z bliska, a gdy miał już pierdolić się z takimi drobiazgami jak pętelki, sploty i węzełki, nie było rady, trzeba było porzucić męską dumę i sięgnąć po patrzałki. Liczył na jakąś kąśliwą uwagę, choć zauważył, że lata mu to teraz koło dupy. Być może to owa specyficzna, przyjemna aura tego dzikiego miejsca rzuconego losowo na środku lasu, ale czuł się całkiem pewnie i Vourela będzie się musiał postarać, by wyprowadzić go tu z równowagi. Mógł mu nawet wytknąć gacie w wisienki, a on co najwyżej zbędzie go śmiechem żartem. Skończył z pierwszą wędką, wziął się za drugą, dla Madsa. Nie powinien mieć problemu, nawet kołowrotek dał mu lepszy, to jest ten, który jakimś cudem akurat się nie zacinał.
Mads Tańczący z wiatrem
Liczba postów : 41 Data dołączenia : 31/01/2015
Temat: Re: Drewutnia Wto Mar 17, 2015 9:31 pm
No tak, mógł się spodziewać, że mężczyzna uraczy go jakimś kąśliwym komentarzem. Sam się o niego prosił z momentem, kiedy zaczął być uszczypliwy. Uśmiechnął się pod nosem na jakiego zaczepkę i prychnął pod nosem. Cały Charles. - Zapewne coś, czego ty pragniesz – mruknął w jego stronę, nie mogąc się powstrzymać. Musiał mieć ostatnie zdanie, nawet w tak durnej przepychance słownej. Siłował się dłuższą chwilę z torbą, wiedząc jak beznadziejnie ją wpakował do bagażnika. Wyszarpał ją w akcie głębokiej desperacji ciesząc się, że miejscowy rybak nie widzi jego żenującego popisu. Jeszcze uraczyłby go jakimś miłym stwierdzeniem na temat jego wyglądu czy postury proporcjonalnej do siły, a tego mu nie było potrzeba zawłaszcza, że obiecał sobie, że nic nie zniszczy jego dobrego nastroju. Od razu w progu drzwi wyłączył swój telefon, aby żaden natręt nie miał do niego jakiekolwiek namiaru. - Nie rządź się – burknął pod nosem, słysząc jego polecenia. Zrób to, zrób tamto. Co on jego matka? Zaraz zaczął przedrzeźniać go, kiedy ten na niego nie patrzał. Lecz szybko ów zabawa mu przeszła. W końcu musiał rozpalić ogień. Niczym sprawna harcerka zabrał się do układania gałęzi, znalazł jakieś stare gazety i podpalił je zapałkami, które wygrzebał z bocznej kieszonki torby. Dmuchnął w tlący się płomień, po chwili dorzucając mniejsze gałązki, aby ogień szybciej załapał. Jak tylko osiągnął swoje małe zwycięstwo, postawił wodę na ich herbatę. Kątem oka zerknął na to, co wyczynia Splinter. Czy on dobrze widział? On ma na nosie okulary? No rany, ale teraz zabawnie wygląda. Zaraz wyjął tajniakiem swój aparat i cyknął mu z boku fotkę. A będzie mieć na pamiątkę. Podszedł do niego i objął jego szyję, opierając policzek o jego własny i przyglądał się badawczo tatkowi Charliemu. - Sądzisz, że nauczysz mnie łowić? – zapytał, gdyż zazwyczaj tylko zajmował się patroszeniem ryb, a nie ich łowieniem. W sumie, zjadłby sobie taką z cytryną i pieczonymi ziemniakami z ogniska. Aż mu się ślina zebrała i musiał się nieźle powstrzymać, aby nie zapaskudzić nią ramienia mężczyzny. Cmoknął go w policzek trochę rozczulony jego grzebaniem w wędkach, samemu odchodząc do piecyka, gdzie grzała się woda. Zalał wodą ekspresówki, stawiając żelazny kubek na stole dla Charliego. Siadł naprzeciw niego na krześle i wspierając głowę na dłoni, drugą zrobił u jeszcze parę zdjęć. - Uśmiech. – Wyszczerzył się, wymuszając na nim to samo.