Seth Diabeł na wakacjach
Liczba postów : 10 Data dołączenia : 22/01/2015
| Temat: Czas nas spalić Pon Lut 16, 2015 5:25 am | |
| "- Po raz kolejny wypluwał z siebie ogień i śmierć... Po raz kolejny żegnał się ze mną..." Stał spokojnie, nie mógł się ruszyć, patrzył jak płonie. Obserwował to zjawisko, jakoby było czymś niezwykłym, niepowtarzalnym i koniecznym do uwiecznienia. Widział, jak ogień przed nim lizał każdą część ciała tajemniczego mężczyzny. Siedział on na wysokim krześle, którego płomienie nie chciały palić. Był odziany w białą koszulę, krawat i czarne spodnie, lecz materiał ubrania pod wpływem żywiołu szybko zamieniał się w popiół. Obrzydliwa woń palącego się cielska przyprawiała o mdłości... Jednak nie jego - on zdawał się nie odbierać okropnego zapachu. Słyszał ten spazmatyczny krzyk pochodzący od umierającego osobnika. Przypominał wycie w agonii nieznanego zwierzęcia - z pewnością nie był to ludzki głos, lecz wydawał się niezwykle znajomy... Nie był w stanie dostrzec twarzy płonącej istoty. Mimo wszystko widział palące się czarne włosy, smażącą się skórę na kościach oraz powoli odpadający nos - bynajmniej nie mógł objąć wzrokiem ogólnego oblicza, coś mu w tym przeszkadzało. Co więcej podczas przyglądania się zdołał dostrzec specyficzny dodatek - niewielkie rogi wyrastające z przodu głowy. Choć twarz mężczyzny zdawała się zamazana, to wszystko wokół niego było łatwiejsze do zbadania. Znajdowali się w niewielkim pomieszczeniu z wysokim szarym sufitem i wyraźnie zniszczonymi eleganckimi meblami. Pokój nie posiadał okien oraz drzwi, lecz dało się stwierdzić, iż był niegdyś salonem. Białe ściany miały na sobie wiele nieczytelnych napisów. Na podłodze znajdowały się rysunki ze zdeformowanymi twarzami. Na wszystko rzucane było światło płomieni, które miały miejsce w samym centrum pomieszczenia... Tam gdzie znajdował się umierający mężczyzna. Nie był w stanie uciec. Stalowe zęby wyrastające z krzesła trzymały go w bolesnym uścisku. Żywcem palony osobnik umierał w przerażającym bólu. Bez pomocy, bez nadziei, w samotności. Być może zasłużył na taką agonię. Podświadomość mówiła, iż ów osobnik jest kimś bliskim, lecz nie mógł dojrzeć jego twarzy, by móc to stwierdzić. Będąc sparaliżowanym nie był w stanie mu pomóc. Jedyne co pozostało, to oglądanie tych niezwykłych tortur. Przeczuwał, iż powinien coś zrobić, lecz jednocześnie odbierał pewną satysfakcję z wydarzenia. Choć większa część ciała palącego się stworzenia została zniszczona on nadal... umierał. Z fizycznego punktu widzenia nie było możliwe, by utrzymywał się przy życiu - w połowie nie posiadał miednicy oraz tułowia, większa część głowy już dawno odpadła, tak samo jak jedna z górnych kończyn... Lecz nadal krzyczał, poruszał tym co mu zostało by spróbować się uwolnić. Wiedział, że wycie nic nie da, lecz dawało to swoisty upust cierpieniu. Nagle obrzydliwy odór spalonego ciała uderzył do głowy z ogromną siłą. Dopiero w tym momencie odebrał to nos. Wraz z tym krzyk stał się jeszcze intensywniejszy - miał wrażenie, iż jego bębenki za moment wybuchnął. Niespodziewanie ciało przestało być sparaliżowane. Odruchowo zaczął się cofać. Zasłonił uszy, lecz niewiele to pomogło. Okropny dźwięk przeszywał jego głowę. Wolność nie trwała długo. Coś przebiło podłogę dwoma długimi gwoździami, trafiając na wylot obie stopy, tym samym drastycznie unieruchamiając mężczyznę. Był w stanie się poruszać, lecz nie mógł wykonywać kroków. Agonię przerwało rozwalające się krzesło, na którym siedziała wcześniej paląca się istota. Niepokojąca cisza... Ogień przygasł... Ledwie żarzył na rozpadającym się truchle... Wiejący bezgłos został przecięty cichymi jękami. Śmierdzące ciało zaczęło się podnosić. Wstawało niemal na samych kościach. Podczas tego niektóre organy oraz pewne części skóry odpadły. Gdy już stanęło do pionu ruszyło przed siebie - a dokładniej - ku mężczyźnie. Jęki zamieniły się w powarkiwanie. Kreatura zbliżała się. Czymkolwiek to było nie spieszyło się. Wiedziało, iż jego ofiara nigdzie nie ucieknie. Po wykonaniu kilku chwiejnych kroków istota stała dostatecznie blisko mężczyzny by wykonać jakikolwiek ruch w stosunku do niego... Dzielił ich zaledwie metr... - Nie śpij, śpiąca królewno! Vito momentalnie drgnął i otworzył oczy. Ponownie ten sen... Odwiedza go stanowczo zbyt często, niczym zjawa. Pomasował skroń, miał wrażenie, iż wycie z koszmaru nadal pulsuje w jego głowie. Znajdował się w dość dużej sali. Posiadała ona liczne eleganckie dekoracje. Seth przysnął na przyjęciu dwóch rodzin mafijnych. W obecnym momencie siedział na wygodnym fotelu z czerwonym podszyciem. Został obudzony przez najmłodszego brata, który zaraz po przebudzeniu posłał mu wesoły uśmiech. Brunet odpowiedział machnięciem ręką. - Ty sobie możesz zasnąć nawet w takiej chwili, ale mnie byś już opierdzielał - mruknął z wyraźnym wyrzutem Carlo. - Zalety bycia starszym bratem... - Vito zaraz po wypowiedzi ziewnął i przeciągnął się jak lew - Poza tym... Dawno tak nie przynudzali. Do tego jest paskudny alkohol... - dla podkreślenia sięgnął ręką do stojącego drinka, którego dostał od kelnera jeszcze przed zaśnięciem i rozlał jego resztki na podłogę. - Mocniejszy ma być rozdawany trochę później, marudo. Poza tym, niedługo przybędą tancerki, a potem będzie licytowanie. Ponoć mają roboty ze sztuczną inteligencją! - Carlo akcentował swą wypowiedź radosnym podekscytowaniem. - Jesteś jak mały dzieciak - skomentował brunet z uniesionym kącikiem ust. - Wcale nie! Jestem już pełnoletni!... Hej, śniło ci się coś ciekawego? - Taa, było śmiesznie. - Opowiesz mi?! - w oczach Carlo pojawiły się iskierki ciekawości. Vito odwiedzały specyficzne sny już od młodych lat. Nie pamiętał kiedy ostatnio śniło mu się coś przyjemniejszego. Każdy koszmar opowiadał najmłodszemu bratu. Ten zaczął wysłuchiwać ich będąc jeszcze małym dzieckiem. - Dobra, siadaj tu gdzieś - Po usłyszeniu zgody Carlo złapał za stojące najbliżej krzesło, a następnie postawił je bezpośrednio przed Vito. Usiadł i w skupieniu począł słuchać krótkiego opowiadania starszego brata. | |
|