Bestat
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Martin Christopher Ledesma

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Martin
Pseudopisarz
Martin


Liczba postów : 17
Data dołączenia : 08/01/2015

Martin Christopher Ledesma Empty
PisanieTemat: Martin Christopher Ledesma   Martin Christopher Ledesma EmptyPon Sty 12, 2015 7:45 pm



Martin Christopher Ledesma

______________________________


Pseudonim:
W całym swoim dość nudnym i bezbarwnym życiu nie uzyskał żadnego pseudonimu, którym mógłby się poszczycić. Zazwyczaj były to zwykłe wyzwiska, przylegające do niego na krótki okres czasu, ponieważ ten wraz z rodziną co rusz przeprowadzał się z miasta do miasta ze względu na różne kwestie. A to praca, finanse, zdrowie czy też prywatne problemy rodzinne. Jednakże nie licząc tych niezbyt przyjemnych przezwisk, chłopak był obiektem drwin w rodzinie, jak to on ma w zwyczaju mówić. Matka jak i rodzeństwo co chwilę wymyślali mu przeróżne pseudonimy, które pamięta do dziś. A to Martuś, Misiaczek, Majuśka, Mordeczka, Marta, Martyna, Marcysia... z każdym stawały się coraz bardziej ambitniejsze i irytujące.

Wiek:
Na świat przyszedł dziesiątego sierpnia, przy czym obecnie posiada pełne dwadzieścia dwa lata. Nawet jego data urodzin przyczyniła się do wymyślenia kolejnego "słodkiego" przydomka przez jednego z braci. Mowa tutaj o Bezcycku. Otóż tego samego dnia urodziła się ich babcia - kobieta po raku piersi, która ocalała poprzez usunięcie prawego uwypuklenia na klatce piersiowej.

Pochodzenie:
Urodził się i wychował w Argentynie i trzeba przyznać, że zagościł w jej wielu zakątkach poprzez wieczne przeprowadzki. Jednakże nie jest czystym Argentyńczykiem. Co prawda jego ojciec pochodzi właśnie stamtąd, jednak matka jest Włoszką.

Rodzina:
Jose Manuel Ledesma [55 lat]
Ojciec, który jest głównym powodem ich wiecznych przeprowadzek. Przyczyną jest jednak jego pracy, która zmusza go do częstych podróży. Co prawda w każdym momencie może wyjechać sam, ale ten mówi, że nie ma zamiaru zostawiać rodziny samej na tak długi okres czasu. Reszta rodzeństwa krzywo na niego patrzy, ponieważ ten nie dość, że nie interesuje się niczym prócz utrzymania ich, nie pozwala im zaaklimatyzować się do życia w jednym miejscu. Co do samego Martina... ma to gdzieś. Nie ma mu za złe, ale nie można też powiedzieć, aby za nim przepadał. Docenia jego troskę o byt rodziny, ale prawda jest taka, że mógłby się nimi bardziej zainteresować.

Cassandra Donati-Ledesma [51 lat]
Matka, z powołania pisarka. Ma za sobą jeden bestseller, ale to by było na tyle. Jeśliby wymienić jej nazwisko, raczej nikt nie skojarzyłby jej jako autorki książki, ponieważ jest raczej mało rozpoznawalna. Debiutowe dzieło przyniosło jej sławę, ale tylko na chwilę. Męczy się nad kolejnymi, fakt, jednak żadna już nie przyniosła jej takiego rozgłosu jak "Senność". A jako matka... cóż, czasem wychodzi na idealną rodzicielkę, a innym razem zupełnie zapomina o tym, że posiada jakiekolwiek dzieci. Dzieje się to zazwyczaj wtedy, gdy nagle nachodzi ją wena - wtenczas ma tendencję do zamykania się w swoim pokoju i pisania na klawiaturze komputera jak dzika, uwalniając wszystkie swoje myśli.
Prócz tego strasznie naciska na naszego Martina. Jako jedyny z całej czwórki nie ma żadnych planów na przyszłość ani żadnej pasji, która mogłaby decydować o jego wymarzonym zawodzie. Dlatego ta ubzdurała sobie, że pójdzie w jej ślady i zostanie pisarzem, a on nie ma w tej kwestii nic do gadania. Warto również wspomnieć, że z niego pisarz taki jak z jego brata Enrique flaming. Czyli żaden.

Francisco Javier Ledesma [29 lat]
Najstarszy z całej grupki rodzeństwa. To on jest twórcą słynnego Bezcycka, którym uraczył naszego Martina. Z pewnością podchodzi do życia z pewnym dystansem, ale nie oznacza to, że nic sobie nie robi z obowiązków. Jest wręcz przeciwnie - gdyby miał go opisać, chłopak nazwałby go narwanym perfekcjonistą, potrafiący w środku nocy wstać i zamknąć szufladę w kuchni, której nikt nie raczył domknąć przed pójściem spać. Obecnie zajmuje się architekturą.

Enrique Ledesma [17 lat]
Najmłodszy, a jednak najspokojniejszy z całego rodzeństwa. Z kilometra wali od niego powagą i dominacją nad innymi. Jest istnym przywódcą, który wie, co dobre. Nie ma o nim jako tako własnego zdania - często stroni od rodziny, więc tak właściwie trudno poznać mu własnego brata. Wie przynajmniej, że ma naprawdę powalający śmiech, przypominający chrumkanie świni. Ponadto z tego co opowiadał, jego marzeniem jest zostanie chirurgiem. Według Martina mało oryginalnie.

Martina Judith Ledesma [24 lata]
Martina, czyli kolejny powód, by wymyślić jakże wspaniałe przezwisko dla naszego bohatera! Oczywiście równie dobrze psikusem rodziny mogłaby paść nasza ukochana siostrzyczka, ale tak się złożyło, że to właśnie on jest ich ofiarą. Ale mniej o nim, a więcej o niej. Mimo że jest tylko o dwa lata starsza od Martina, wywyższa się nad nim ponad wszystko. Wypomina mu wszystkie żenujące sytuacje, wszystkie jej kawały, którym padł i jest nawet zdolna do upokarzania go przed innymi, w tym przed nieznajomymi. Jednakże pomimo jej wkurzającej osobowości i tak jest kochaną, a do tego jedyną siostrą, która potrafi powrócić porządek między wszystkimi w rodzinie.


Grupa:
Gamma. Po samotnej wyprowadzce z Argentyny do Włoch, gdzie zaczął studiować filologię włoską, ze zwykłej ciekawości przystąpił do konkursu. Jak się później okazało, zdał "egzamin" za pierwszym razem, co go naprawdę zszokowało. I mimo tego, że początkowo nawet nie planował kolejnej przeprowadzki, uległ namowom innym i podjął się wzywania.

Ranga:
Pseudopisarz

Zawód:
Aktualnie uczęszcza na uczelnie, nadal będąc studentem kierunku filologii włoskiej, ale to nie przeszkadza mu w dorabianiu sobie jako pracownik baru mlecznego. Czasem bywa, że odstrasza klientów swoim zachowaniem, jednak szefostwo ze względu na i tak dobre dochody na razie nie jest skłonna go zwolnić. Mimo wszystko i tak wiele razy upominano go i dawano do zrozumienia, że w każdej chwili może się pożegnać z pracą.

Orientacja & Typ:
Trudno określić czyjś typ w momencie, w którym nigdy nie był na tyle długo w homoseksualnym związku, by doszło do czegokolwiek. Tak właściwie nigdy w owym związku nie był. W młodości ciągnęło go do kobiet, aczkolwiek teraz stracił nimi zainteresowanie. Nie oznacza to jednak, że przestawił się na mężczyzn - co to, to nie. A przynajmniej świadomie. Wracając jednak to tematu jego pozycji w łóżku, najlepszym wyjściem będzie nazwanie go switchem. To, czy będzie mu lepiej na górze czy też na dole, wyjdzie w praniu.

Charakter:
- Ile jedna dupa może załatwiać się w łazience?! – Słysząc to, już w kuchni wiedziałam, że to nie może być nikt inny jak mój syn – Martin. Wystarczy usłyszeć jakiekolwiek bluzgi, a już wiadomo co, gdzie i jak. I nie myliłam się, mając nadzieję zobaczyć go sterczącego pod zamkniętymi drzwiami ubikacji. Najwidoczniej jego siostra zajęła ją na dość długo, skoro zaczął podskakiwać na jednej nodze. Zaśmiałam się, ale wypowiadając następne słowa starałam się utrzymać powagę.
- Wyrażaj się! – Przechodząc obok niego nie mogłam powstrzymać się, by delikatnie uderzyć go w tył głowy. Mimo że już jest dorosły, nadal trzeba prawić mu morały. Od dziecka z jego ust padały niezbyt przyjemne epitety i nawet pomimo wielu kar, ten ciągle doprowadzał moje matczyne serce do agonii. Nie był zbyt problemowym dzieckiem, ale przez swoją nerwowość płacił wielką cenę. Po pierwsze – nigdy nie widziałam, by przyprowadził do domu jakiegokolwiek znajomego. Od swoich pozostałych dzieci dowiadywałam się, że nikt nie ma żadnej ochoty przebywać w jego towarzystwie z powodu jego dość… specyficznej natury. Nie należy do przyjemnych osób, a do tego bez żadnych wyrzutów mówi co mu na sercu leży i co sądzi o danej osobie, dlatego nietrudno domyślić się, że często wracał do domu poobijany. Jednakże jego duma nie pozwalała mu na przyznanie się, że doszło między nim a rówieśnikami do jakiegokolwiek konfliktu. Mimo wszystko mógł wytężyć swoją mózgownicę, aby wymyślić coś lepszego na wymówkę niż zwykłe „wpadłem na drzwi”, ponieważ to było wręcz komiczne. I choć przejmowałam się jego problemami, byłam zaskoczona tym, że Martin nie chce mnie nimi obarczać. Wszystko wolał załatwiać sam i nie pozwalał, by wtrącały się w to osoby trzecie. Nawet jeśli koniec końców wyszło na jego niekorzyść, ten wychodził z sytuacji z podniesioną głową.
- Wiesz ile ona już tam siedzi?! Słyszysz?! Wyłaź! – Rzucił piszczącym głosem najpierw w moją stronę, a następnie do drzwi. Dodatkowo walnął w nie pięścią, jakby to miało w jakikolwiek sposób pomóc. Aż żal pomyśleć, że niedługo wyfrunie z gniazda. Był naszą domową maskotką, z którą każdy lubił się droczyć. Dużo rzeczy bierze za bardzo do siebie, ale nie ma tendencji do obrażania się za to.
Jego reakcje są czasem nieprzewidywalne, ale każdy zgodzi się ze mną ze stwierdzeniem, że nie zawsze wszystko idzie po jego myśli. Jednak przynajmniej się stara, biedaczysko. Gdybym miała dać przykład takiego zachowania, nie mogłabym nie opowiedzieć wam o pewnej sytuacji, która zaszła niegdyś między nim a jego bratem Francisco. Był to dzień, w którym na świat przyszedł kolejny pseudonim, których Martin tak szczerze nienawidzi. Ale mimo to coś nie pozwala nam przestać. Droczenie się z nim w naszej rodzinie jest już praktycznie tradycją, by móc się pośmiać w bliskim gronie. Być może nieco go wykorzystujemy, ale za nic w świecie nie pozwolilibyśmy, by ktokolwiek inny z niego szydził. Ale wracając do tego pamiętnego dnia… Zaczynało się lato, więc przed dzieciakami dopiero były dni pełne laby. Na nieszczęście chłopaka nie zaczęły się zbyt pozytywnie. Już pierwszego dnia wakacji, umierając z upału na salonowych kanapach, Francisco, prosząc go o podanie pilota, na koniec swojej prośby dodał coś, na co Martin zwrócił uwagę dopiero po chwili.
„Podaj mi pilota, Bezcycku”
Jego reakcji towarzyszyły pewne fazy – najpierw było niedowierzanie. Najwidoczniej myślał, że tylko się przesłyszał, ale gdy zorientował się, że uszy go nie mylą, nastąpiła kolejna faza – złość. Zdenerwowanie, któremu zawtórował najpierw krótki śmiech, doprowadziło do tego, że bez namysłu rzucił pilotem w swojego własnego brata. Problem tylko, że nie potrafi zbytnio celnie rzucać. Koniec końców okazało się, że trafił w wazon stojący na półce, który następnie spadł na najstarszego z rodzeństwa. Cała ta błazenada skończyła się tylko niewielkim rozcięciem, ale to nie przeszkodziło Martinowi, by przez kolejne dwa dni przepraszać brata za swoją głupotę. Trudno przyznać mu się do błędu, ale jeśli jego czyny zraniły jakąś osobę, jest w stanie ugiąć swoją dumę i wypowiedzieć to jedno słowo, które rzadko można usłyszeć z jego ust.
- Jest kobietą, a u nas to normlane. – Spojrzał się na mnie w taki sposób, jakby w pierwszym momencie pomyślał, że przez „nas”, mam na myśli również jego, porównując go do kobiety. Po chwili jednak chyba zorientował się, że tym razem nie mam zamiaru się z nim droczyć i wrócił do dobijania się do drzwi.


Wygląd:
W końcu nadszedł ten dzień, w którym kolejny członek rodziny opuszcza naszą rodzinę w poszukiwaniu przyszłości. Martin, moje trzecie dziecko, wyjeżdża dzisiaj do moich rodzimych stron, w których nie tylko się wychowałam, ale i wykształciłam. Niezwykle się ucieszyłam, kiedy oznajmił mi, że zamierza uczyć się na tej samej uczelni, na której niegdyś ja, jednak to było równoznaczne z tak wielką rozłąką… Wierzę, że poradzi sobie sam w wielkim świecie, ale jako matka nadal mam wątpliwości.
Zapukałam do drzwi jego pokoju, słysząc po tym trzask, a następnie bieg w moją stronę. Gwałtownie otworzył drzwi, ukazując mi swoją niewyspaną twarz. Jego oczy były niezbyt uroczo podkrążone, co zdarza się zawsze, kiedy zarywał noce. Nie cieszy mnie ten fakt, ponieważ wtenczas tylko oszpecają jego bursztynowe, nieco skośne oczy. I choć nie jest to zbyt wyszukany kolor, patrząc w nie czasem mam wrażenie, że wpatruję się w prawdziwy bursztyn. Gdzieniegdzie na tęczówkach można zobaczyć jaśniejsze odcienie, a w niektórych odwrotnie – ciemniejsze. Jednak największą szkodą dla nich jest wieczne niezadowolenie na twarzy chłopaka, którym towarzyszy to zacięte marszczenie dość ciemniejszych brwi w porównaniu z kolorem włosów.
- O co chodzi? – Spytał się, nie ukrywając swojego zniecierpliwienia. Zerknęłam mu przez ramię do pokoju, a to co zauważyłam, wcale mnie nie zdziwiło. Rozwalone łóżko, kołdra uwieszona na fotelu oraz otwarta książka na biurku, na którą nadal świeci lampka nocna, chociaż już dawno wzeszło słońce. To daje mi potwierdzenie, że znowu zasnął czytając książkę. Jako pisarka jestem z tego w jakiś sposób dumna, ale jako matka obawiam się, że w końcu zapłaci za spanie w dziwnych pozycjach. Uszkodziłby tym tylko swoje ciało, czego z pewnością potem by żałował. Ponieważ kto by chciał przejść z dobrej, wygimnastykowanej, a nawet nieco umięśnionej formy do garbatego mężczyzny, który przesiaduje całe dni za biurkiem?
- Kiedy w końcu nauczysz się spać na łóżku jak normalny człowiek? – Rzuciłam rozbawionym tonem, czochrając go po jasnobrązowej czuprynie. Kto zdrowy na umyśle usuwałby część swoich włosów, tak gęstych i miękkich w dotyku? Mimo że nikomu nie podobały się te wygolone boki, on nadal pozostawał przy swoim. Zresztą, teraz nie było już odwrotu i nawet jeśli rozmyślił się po czasie, obecnie nie mógł zrobić nic innego jak czekać aż mu odrosną. – Za cztery godziny masz samolot. Mam nadzieję, że się spakowałeś. – Odeszłam, po drodze jeszcze zerkając za siebie. Oczom ukazał mi się przerażony wyraz twarzy Martina. Tak jak myślałam. Zapomniał o tym.
Dołączył do nas – to znaczy do mnie oraz Enrique’a – w kuchni godzinę później. Zjadł na szybko płatki, przy okazji rozlewając połowę mleka na stół. Mógłby zjeść jakieś bardziej wyszukane danie, skoro to od tej chwili ostatnie jedzenie, które zje w tym domu. A przynajmniej do czasu. Usiadłam przed nim, zatrzymując swój wzrok na swoim dziecku, które już ode mnie ucieka. Mógłby się nieco opalić we Włoszech, ponieważ aż jego bladość aż bije po oczach. I lepiej żeby poprzyklejał sobie plasterki na te uciążliwe pieprzyki, które gdzieniegdzie zdobią jego ciało. Muszę mu potem o tym powiedzieć. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
- Mamooooo.
- I nie zapomnij o tym na torsie, jeszcze cię rak jakiś złapie.
- Dobrze, wyrwę go sobie. A teraz daj mi wyjść, z łaski swojej.
- Tyle lat pod moim dachem i nie nauczył się żadnego szacunku do matki! – Delikatnie pacnęłam go w głowę, ale chwilę potem złapałam jego wąską twarz w ręce, by ją wycałować. – I nie szalej mi tam. Nie zrób nikomu dziecka – zauważyłam jak wywraca oczami, a do moich uszów doszło jego przeciągłe westchnięcie – I, co najważniejsze – pamiętaj o nas. – Odwróciłam gwałtownie jego twarz w swoją stronę, ściskając dłońmi Martinowe poliki.
- Nie zapomnę. Wyślę widokówki na twój pogrzeb – zaśmiał się, chwilę potem krzywiąc się na moje kolejne, teraz nieco mocniejsze uderzenie.
- Mówię poważnie. Pisz, dzwoń, przyleć do nas czasem.
- Tak zrobię. – Objął mnie ostatni raz, po tym zakładając torbę na plecy oraz ciągnąc za sobą walizkę, wyszedł przez próg domu. Boże, proszę cię, niech się tam tylko nie zabije.


Słabe strony:
- Przez swój charakter często może wpakować się w tarapaty. Nie jest w stanie utrzymać języka za zębami i mówi co mu na sercu leży, nawet jeśli miałoby to obrazić ową osobę.
- Jest niezwykle nieufny. Czy to wobec ludzi, czy zwierząt... to nie ma znaczenia, czym jesteś. Ważne, że masz swój własny rozum, dzięki któremu byłbyś w stanie go przechytrzyć lub okłamać. To już jest wystarczający powód, by Martin nie patrzył na ciebie z pełną ufnością.
- Łatwo go sprowokować. Same wyzwiska kierowane w jego stronę lub przyjaciół może wywołać u niego pierdolca tak wielkiego, że skłoni się do rękoczynów. I wcale nie będzie tego żałował.
- Czasem bywa zbyt pewny siebie, przez co już nie raz zapłacił.
- Bez żadnych problemów przyjmuje pochwały innych. Tak właściwie jest na nie dość łakomy, dlatego jeśli tylko dobrać dobrze słowa i spróbować mu się podlizać poprzez przeróżne komplementy, łatwo nim zamanipulować.


Ciekawostki:
- Posługuje się językiem hiszpańskim, angielskim oraz włoskim.
- Dobry z niego tancerz, naprawdę. Może jego pochodzenie maczało w tym palce, ale trzeba przyznać, że nieźle wychodzi mu tango.
- Uwielbia zapach mięty i cytryny.
- Grywa dobrze na gitarze, jednak do perfekcji nadal mu daleko.
- Nienawidzi i zwierząt, i dzieci, ale ku ironii te strasznie do niego ciągną. Był nawet przypadek, w którym w metrze rozwrzeszczany dzieciak uspokoił się dopiero, kiedy ten wziął go w objęcia. Nie żeby ze zdenerwowania chciał go wyrzucić przez okno, skąd ten pomysł. Matka owego dziecka poprosiła go jedynie o potrzymanie go, by mogła w spokoju znaleźć coś, czym by się zainteresowało jej dziecko.
- Może pochwalić się dość melodyjnym głosem. I wcale nie stroni od chwalenia się nim, raz na jakiś czas podśpiewując pod nosem.
- Jest strasznie przewrażliwiony na temat pseudonimów. Nienawidzi, kiedy ktoś zwraca się do niego inaczej niż po imieniu, a jeśli miałoby być to w dodatku dość pieszczotliwe przezwisko, można wyczekiwać eksplozji.
- Mimo że jest osobą, która raczej stroni od jakichkolwiek zabaw, jedynym wyjątkiem są karnawały. Wręcz uwielbia przebierać się za różne postacie, stwory i te podobne. Przy tym nawet Halloween można zaliczyć do jego ulubionych świąt.
- Interesuje się kulturą, historią oraz literaturą włoską. To było jednym z powodów, dla których przeniósł się do Włoch, by studiować na uczelni, do której uczęszczała jego własna matka. Warto dodać, że była również na tym samym kierunku co obecnie sam Martin.  
- Po dzień dzisiejszy wiązanie krawata jest dla niego czarną magią.
- Nie przepada za gazowanymi napojami. O wiele bardziej woli świeże soki bądź zwykłą wodę mineralną.
- Co do słodkości… nie można powiedzieć, że ich nienawidzi, ale nie jest też ich wielbicielem. Lubi od czasu do czasu zjeść coś słodkiego, ale szybko go od nich mdli.
- Ma słabość do win. Trzeba jednak przyznać, że jest dość wybredny w tej kwestii.
- Pomimo faktu, że zwierzęta niezbyt chwyciły go za serce, z gryzoniami jest zupełnie inaczej. Te małe pyszczki i czarne oczka wręcz sprawiają, że mógłby eksplodować z powodu tak ogromnego uroku.
- Szokiem nie powinno być usłyszenie, jak klnie niczym szewc. Już za młodu zdarzało się, by jakieś przekleństwo wymknęło mu się z ust, za co oczywiście był karany. Ale nawet mimo tego nie oduczył się owego nawyku.
- Straszny mól książkowy. Mógłby przesiedzieć całą noc, by tylko przeczytać „jeden” rozdział do końca, który następnie mnoży się nawet do sześciu.
- Po dzień dzisiejszy nie ma żadnego planu na przyszłość. Co prawda stara się, by niegdyś zostać pisarzem jak mama, ale jest to jej marzenie. On tylko spełnia jej zachcianki. Rzecz w tym, że Martin jest okropnym pisarzem, któremu w dodatku brak pomysłów.
Powrót do góry Go down
Michael
Dalmatyńczyk
Michael


Liczba postów : 62
Data dołączenia : 28/12/2014

Martin Christopher Ledesma Empty
PisanieTemat: Re: Martin Christopher Ledesma   Martin Christopher Ledesma EmptyPon Sty 12, 2015 7:58 pm

AKCEPTUJĘ.
Jeszczejednomultikontoiprzejdęchybanaemeryturę.
Powrót do góry Go down
 
Martin Christopher Ledesma
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Bestat :: Postaciowo :: / Kartoteka-
Skocz do:  



Upadli
BlackButler
Półwysep Memente
Cursed
HogwartDream
Martin Christopher Ledesma Bestpbf
Halo PBF
~**~
I love PBF
Dark side of internet.
Vampire Knight
Współpraca & Toplisty